Z czym kojarzy się Alanya? Oczywiście, z wakacjami na Riwierze Tureckiej. Głównie tymi spędzonymi na plażowaniu lub leżakowaniu przy basenie, na upragnionym all inclusive. Jednak będąc w Alanyi, naprawdę warto opuścić mury pięknego, jak pałac hotelu i zwiedzać! Co oferuje to miasto, poza widokiem z poziomu hotelowego leżaka? Pokażę Wam, ba nawet oprowadzę.

Stworzyłam przewodnik, który oprowadzi Was po Alanyi widzianej moim oczami. Spisałam wszystkie TOP miejsca, które warto zwiedzić. Uwzględniłam te, po których oprowadzałam turystów oraz te, które zobaczyłam sama, eksplorując Alanyę na własną rękę. Turcja jest za piękna, aby przeleżeć urlop na leżaku! Wyjdźcie ze strefy komfortu i zwiedzajcie, do dzieła. Zapraszam na wycieczkę!

Historia Alanyi w pigułce

Co warto zobaczyć w Alanyi? TOP MIEJSCA

Plaże Alanyi

Alanya szczyci się plażą Kleopatry, ciągnącą się na 2,5 kilometra. Wiele osób przyjeżdżając do miasta, ma za cel obrane plażowanie jedynie na piasku zwiezionym dla egipskiej królowej, nie zdając sobie sprawy z tego, że w Alanyi znajduje się jeszcze jedna plaża – Alaaddina Keykubada, która oferuje cudowny widok na wzgórze Kale.

Słynna plaża Kleopatry

Każdy, kto słyszał kiedyś o wakacjach na Riwierze Tureckiej, słyszał również zachwyty dotyczące plaży Kleopatry. Ponoć kąpała się tutaj sama Kleopatra, ale zostańmy przy ponoć. Sama plaża jest naprawdę piękna, w niektórych miejscach szeroka, w większości jednak zastawiona leżakami, za których wypożyczenie trzeba zapłacić 10 TL.

Przeszłam całą plażę Kleopatry, od jaskini Damlataş, aż do beach baru Goya. Z doświadczenia chciałabym polecić wypoczynek na odcinku, który znajduje się tuż przy wyżej wspomnianej jaskini. Woda w tym miejscu jest przejrzyście czysta, a co najważniejsze można ze spokojem wejść do morza. Dlaczego ze spokojem? Bo dalej jest ogromny kamień, przez który ciężko dostać się do wody bez wcześniejszego upadku. W pobliżu znajduje się bar, są też leżaki z baldachimami oraz zakryte leżanki jak na Malediwach, także dla każdego coś pięknego!

Plaża Alaaddina Keykubada (Oba)

Druga plaża w tym mieście, o której mało kto słyszał. Zazwyczaj znają ją jedynie turyści, którzy wybrali sobie hotel we wschodniej części Alanyi, reszta nigdy do niej nie dociera lub trafia na nią przez przypadek. A warto! Ja uwielbiam tę plażę za to, że jest mniej oblegana, niż Kleopatra, wejście do morza nie jest tak strome, menu w barach jest tańsze, chociażby leżak kosztuje tutaj 5 TL.

To nie są jednak największe plusy tej plaży – najcenniejsze są tutaj widoki! Niezależnie od pory dnia, patrząc na zachód widzimy przepiękny widok rozpościerający się na wzgórze Kale – które widać tutaj w pełnej okazałości. Wspaniale rysują się tutaj wille osmańskie, ruiny zamku i wystający ponad wszystkim minaret. Najważniejszym jednak momentem dnia jest zachód słońca, który szczerze uwielbiam. Moment, kiedy słońce chowa się za wzgórzem Kale – jest magiczny. Polecam więc z całego serca udać się na spacer w stronę dzielnicy Oba (kierując się prosto główną promenadą Mustafy Kemala Atatürka), bądź skorzystać z komunikacji miejskiej, a dokładnie z autobusu numer 1 lub 101, z którego należy wysiąść na wysokości hotelu White Gold (MAPA).

Port w Alanyi

Wycieczkę po nadmorskim mieście warto rozpocząć w jego sercu, czyli w porcie. Ten w Alanyi jest wprawdzie niewielki, ale zachwyca zarówno turystów, jak i lokalsów tym, że jest różnorodny, kolorowy i niezwykle barwny.

Przechadzając się ścieżką w stronę latarni morskiej zobaczycie jachty małe i duże, dalej stoją wielkie statki pirackie, dzięki którym port ma wyjątkowy klimat. Ich obecność tłumaczy historia tego miasta, mówiąca o tym, że wiele wieków temu, nic nieznaczącą wioską zainteresowali się piraci. Upodobali sobie to miejsce jako idealne do morskich rabunków, ponieważ łupy z grabieży mogli przechowywać wzgórzu Kale, które do dziś jest nie do zdobycia od strony morza. Czego więc chcieć więcej? Alanya stała się idealną kryjówką dla skarbów! Ślady historii znajdziemy w porcie, patrząc na nietuzinkową panoramę miasta, na której góry Taurus wystają zza wysokich masztów statków.

Jeśli chcecie zobaczyć statki, to musicie udać się do portu przed 10 rano lub po 15, bo wtedy wracają z pirackich rejsów. Spacerując po porcie, musicie uzbroić się w cierpliwość, bo Turcy ze statków są bardzo nachalni i będą Was namawiać do wykupienia rejsu, i tak jeden po drugim, aż dojdziecie do Czerwonej Wieży, która znajduje się na końcu portu.

Jeśli chcielibyście wypłynąć w rejs, to nie dajcie się omamić obietnicom! Statków jest mnóstwo, więc wybierzcie sami, który podoba Wam się najbardziej. Taka atrakcja, to koszt około 15 euro, trwa cztery godziny i zarezerwowana jest wyłącznie dla osób, które nie cierpią na chorobę morską, co więcej – lubią imprezy. Na pirackich rejsach non stop dudni muzyka, nie ma chwili przerwy, do tego w drodze powrotnej podkład zamienia się w dyskotekę. Jeśli chcecie przeżyć klasyczną wakacyjną imprezę, to rejs jest idealny dla Was!

Czerwona Wieża + doki + jaskinia Damlataş

Czerwona Wieża

Polecam zwiedzić trzy miejsca jednego dnia, ponieważ miasto oferuje multibilet, dzięki któremu zobaczycie główne atrakcje płacąc około 12 TL. Po pierwsze Czerwona Wieża, do której dojdziecie prosto z portu. O drogę pytać nie trzeba, bo wieżę widać z każdego zakątka. Uważam, że jest ona punktem obowiązkowym, ponieważ być w Alanyi, i nie zwiedzić wieży, to jak zobaczyć Kraków bez Wawelu.

Została wybudowana w czasach Alaaddina Keykubada, miała na celu ochronę wzgórza. Każdego dnia 40 żołnierzy doglądało z wieży tego, co dzieje się na morzu. Wieża nie była czerwona, stała się nią jednak w latach 50 XX wieku, gdy odrestaurowano ją przy okazji budowy portu. Wyłożono ją wówczas czerwoną cegłą, stąd też jej nazwa Kızıl Kule. Schodów na górę jest mnóstwo, jednak warto się poświecić dla widoku, który czeka na szczycie! Zobaczycie widok na port z góry oraz na przepiękne wzgórze Kale. Byłam wykończona, gdy wdrapałam się tam w 40 stopniach, ale gdy przed moimi oczami ukazała się Alanya, to w moment przestałam żałować tej męki.


Doki

Słynny Aladdin Keykubad, prócz zamku i Czerwonej Wieży, wybudował w Alanyi również stocznię. Wychodząc z wieży należy kierować się ścieżką wzdłuż morza do doków, do których w czasach, gdy stocznia działała, wpływały statki. Doki można zwiedzać codziennie do godziny 19.

Aby przejść stamtąd do jaskini, którą macie na multibilecie, musicie cofnąć się do Czerwonej Wieży, cyknąć sobie tradycyjną fotkę na balkonie widokowym, a potem udać się pierwszą ulicą na lewo (na prawo idzie się z powrotem do portu, w lewo pod górkę). Kierując się cały czas tą ulicą w górę, wciąż idąc prosto, dojdziecie na drugą stronę wzgórza, idealnie na plażę Kleopatry. Na końcu tej ulicy znajduje się biuro informacji, przy nim wystarczy, że skręcicie w lewo i dwie minuty później będziecie pod jaskinią Dalmataş. Tutaj macie wszystko na MAPIE.

Jaskinia Dalmataş

Jaskinia Dalmataş (tr. Damlataş Mağarası), czyli kapiącego kamienia, to jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych w Alanyi. Jaskinia służy jako turecki Ciechocinek, codziennie w godzinach od 6 do 10 jest otwierana wyłącznie dla kuracjuszy walczących z astmą, którzy zażywają w niej wilgotnego powietrza. Chcąc zobaczyć efekty, kuracja powinna trwać co najmniej miesiąc, więc są to drogie wakacje. W punkt 10 jaskinia otwiera swoje wrota dla turystów, o tej godzinie zawsze jest tam tłum, ponieważ jest to punkt startowy dla większości wycieczek zorganizowanych. Najlepiej dotrzeć tu około godziny 13, aby w spokoju ją zwiedzić.  Na miejscu zobaczycie wyżłobiony dzięki kapiącej wodzie sufit, który robi wrażenie! Co ciekawe, jaskinia ta została odkryta przez totalny przypadek, w czasie, gdy po drugiej stronie wzgórza powstawał port, czyli w latach 50 XX wieku.


Wzgórze Kale

Wzgórze wspominane wielokrotnie, nazywane Kale, co oznacza zamkowe. Dostać się na nie można na wiele sposobów. Będąc przy Czerwonej Wieży, możecie dojść tam pieszo, idąc „dzikimi” szlakami, których na wzgórzu jest mnóstwo.

Zobaczycie przy okazji piękne punkty widokowe, na których czas uwielbia spędzać turecka młodzież.

Trasa oficjalna, wyznaczona na betonowej ulicy to ta, która zaczyna się przy jaskini Dalmataş i ciągnie się tak samo, jak trasa dla samochodów.

Dla osób, które nie przepadają za wielokilometrowymi spacerami, również znajdzie się parę opcji. Najpopularniejsza możliwość dostania się na górę, to kolejka tzw. teleferik. W zaledwie cztery minuty dojedziecie na szczyt, widząc przy okazji całą Alanyę z lotu ptaka.

Ja jednak polecam kolejką ze wzgórza zjechać! Dlaczego? Ponieważ nie będziecie musieli się do niej wracać po zwiedzaniu. Jest też prostsza i tańsza możliwość, dzięki której zobaczycie wszystkie atrakcje, a na koniec dojdziecie do kolejki. Mianowicie autobus miejski numer 4, który odjeżdża co pół godziny z przystanku, znajdującego się naprzeciwko informacji turystycznej (pod kolejką). Można też wezwać taksówkę, ale myślę, że autobus jest najlepszą opcją. Jeśli chcecie zobaczyć wszystkie atrakcje, które oferuje wzgórze Kale – dojedźcie na ostatni przystanek, czyli pod sam zamek.

Zamek w Alanyi

Zamek ma swoją siedzibę na samym szczycie wzgórza Kale. Można się tam dostać na pieszo, jak pisałam wcześniej albo jadąc na końcowy przystanek autobusu numer 4. Bilet wstępu to koszt 25 TL, chyba, że macie wykupione Müzekart (bilet, który uprawnia do zwiedzania wszystkich obiektów muzealnych w Turcji bez dodatkowych opłat).

Zamek w Alanyi powstał w 1226 roku, a wiąże się z nim ciekawa historia, którą miałam przyjemność opowiadać przez całe wakacje moim turystom, których oprowadzałam po Alanyi. Wspominany wielokrotnie Alaaddin Keykubad wpadł na pomysł, że to on będzie kolejnym władcą, który osiądzie na wzgórzu. Nie przeszkadzał mu fakt, że w tym samym czasie w Alanyi urzędował inny władca, Alaadin miał już pomysł, jak się go pozbyć. Wzgórze po dziś dzień jest nie do zdobycia od strony morza, a to od zawsze czyniło je łakomym kąskiem dla różnych osób, którym w głowie była władza – począwszy od piratów, którzy osiedlili się tu w II wieku p.n.e. Aladdin wpadł więc na wspaniały pomysł, aby wysłać na wzgórze 40 tysięcy kozłów, które na głowach miały hełmy! W ten sposób nabrał ówczesnych mieszkańców zamku, inscenizując scenę napadu wielkiej armii. Władca uciekł z zamku bez walki, zostawiając w ten sposób swój dobytek dla Alladina, który przez kolejnych 6 lat budował w Alanyi swój zamek. Oprócz zamku powstały 6 kilometrowe mury obronne ze 150 wieżami, Czerwona Wieża, stocznia, doki i zbrojownia.

Teraz owe mury okalające wzgórze są symbolem Alanyi i moim zdaniem, są najpiękniejszą wizytówką miasta, którą widać z obu plaż.

Zamek jest czynny od rana do 19, więc możecie wejść do niego maksymalnie o 18.30. Na miejscu znajdziecie mury, które okalają wzgórze, stary kościół oraz wiele ruin, które przywodzą w pamięci historię tego miasta. Najważniejszy jest jednak widok. Zobaczycie morze, aż po horyzont oraz obie plaże naraz! Widać i Kleopatrę i Keykubada.

Meczet Süleymaniye

Wychodząc z zamku kierujcie się według znaków na meczet, a schodząc coraz niżej traficie do centrum wzgórza Kale. Tutaj czekają na Was dwie darmowe atrakcje, czyli Kültür Evi (dom kultury) i najstarszy meczet w Alanyi. Schodząc z zamku wyjdziecie prosto na meczet, który jest otwarty dla turystów, pan meczetowy sprawdzi, czy jesteście stosownie ubrani i, jeśli nie będzie akurat modlitwy – wpuści Was do środka.

Z góry uprzedzam, że meczet nie robi wielkiego wrażenia, bo zastaniecie w nim puste, białe ściany.

Ma za to dość ciekawą historię. Tak, jak wspominałam, pierwotnie został wybudowany w XIII wieku, czyli jak zamek Alaadina. Niestety, swoją skromność zawdzięcza burzy, która rozpętała się nad miastem – w meczet uderzył piorun, który go zniszczył. Świątynia została odtworzona w XVI wieku, w czasach panowania sułtana Sulejmana Wspaniałego. Do odbudowy wykorzystano oryginalne materiały, których użyto do budowy meczetu 300 lat wcześniej. Świątynia stanowi ceglany budynek z jednym minaretem. W środku jest bardzo skromnie, zobaczymy tam jedynie białe ściany, co może nas zdziwić, ponieważ w porównaniu do kościołów, tam jest po prostu ubogo. Taka architektura ma jednak swój cel – muzułmanie nie uznają żadnych ikon, ani obrazów Boga – w meczetach znajdziemy jedynie malunki florystyczne, które powstawały w późniejszych czasach. Warto zajrzeć do środka, aby zobaczyć najstarszy meczet w mieście, niżej znajdziecie wskazówki, jak dostać się do meczetu centralnego, który w przeciwieństwie do Süleymaniye Cami, jest przepiękny.

Zwiedzając jakąkolwiek świątynię na świecie nie można zapomnieć o panujących w nich zasadach i dostosować się do savoir vivre.

Wiele osób dziwi się, że kobiety muszą się zakryć wchodząc do meczetu. Wiecie o tym, że chcąc zwiedzić cerkiew również należy zakryć włosy? Wiecie, że Żydówki zakrywają włosy, nosząc peruki? To samo tyczy się odseparowania kobiet podczas modlitwy. W meczetach są specjalnie wydzielone strefy, do których mogą wejść tylko kobiety. Niestety, ale w większości przypadków te strefy są oddzielone zasłonami albo co gorsza, na kobiety czeka tylko maleńki pokoik… Tak jak wspominałam wcześniej, zazwyczaj pieczę nad świątynią sprawuje meczetowy, który zdecyduje, czy jesteście ubrani stosownie oraz pokaże, gdzie można wejść. Alanya jest totalnie turystycznym miejscem, więc praktycznie wszędzie u bram meczetu stoi pan meczetowy lub sam imam.

Na zdjęciu meczet w Adanie

Nie wszyscy mieli okazję zwiedzać meczet, więc przedstawię turystyczną etykietę w pigułce.

Jak się przygotować do zwiedzania meczetu?  

  1. Gdy usłyszycie ezan, odczekajcie około 10 minut, aż skończy się modlitwa, bo ogromnym faus pax jest wejście w trakcie modlitwy.
  2. Obowiązkowo ściągamy buty! Każdy bez wyjątku! Zostawiamy je na regałach albo zabieramy ze sobą, ale musimy je trzymać w ręku, nie wolno ich kłaść na ziemię.
  3. Należy się stosownie ubrać, tj. zarówno kobiety, jak i mężczyźni muszą mieć zakryte ramiona i kolana + kobiety zakrywają włosy (przy meczecie, który opisuję można wypożyczyć zarówno chustę, jak i spódnicę).
  4. Jeśli przy wejściu znajduje się lina odgradzająca, to nie przekraczamy jej, ponieważ dalsza strefa przeznaczona jest dla wierzących.
  5. Jeśli akurat ktoś będzie się modlił, to błagam, nie róbcie mu zdjęć! To nie cyrk, też byśmy nie chcieli być fotografowani na mszy.

Teraz już wszystko wiecie, pozostawiam Wam decyzję, czy chcecie zwiedzić świątynię muzułmańską. Wirtualnie kierujemy się dalej.

Kültür Evi, czyli dom kultury

Jeśli chodzi o Kültür Evi, to nic innego, jak tradycyjny osmański dom, pochodzący z XVII/XVIII wieku, który trzy lata temu odrestaurowano na potrzeby turystów. Zwiedzanie, tak jak wspominałam, jest darmowe, jedyne, co musicie zrobić, to założyć na nogi ochraniacze, jak zresztą w większości tureckich muzeów.

Podam Wam od razu lokalny protip, jeśli wyjdziecie z domu i pójdziecie z niego na lewo (czyli w drugą stronę, niż do meczetu), to czeka tam na Was przepiękny punkt widokowy, z którego widać wschodnią część Alanyi, Czerwoną Wieżę oraz port.

Teraz trzeba się wydostać z tego wzgórza! Możecie albo pójść pieszo, podjechać dwa przystanki autobusem nr 4 lub wybrać najlepszą opcję, czyli zjazd kolejką górską. Jeśli chcecie się do niej dostać, to z wychodząc z meczetu kierujecie się na prawo, idziecie za tłumem, cały czas w dół prosto. Kolejka ma 8-osobowe wagoniki, a zjazd trwa około 4 minuty, więc musicie mieć oczy dookoła głowy. Już idąc do niej miniecie mnóstwo punktów widokowych, na których dech zapiera piersi!

*Przed wejściem na kolejkę znajduje się piękna restauracja Gardenia, gdybyście zgłodnieli po drodze.

Merkez Camii, czyli Meczet Centralny/Miejski

Mam ogromnego pecha co do meczetów. Mieszkając w Izmirze nie widziałam w środku ani jednego, w Stambule nie wpuścili mnie do Błękitnego, a w Alanyi osiedlowy był zawsze zamknięty.

Naprawdę, mieliśmy przepiękny meczet pod blokiem, przez wielkie okna widziałam, że ma cudowne zdobienia i szklane żyrandole. Próbowałam się do niego dostać przez PÓŁ ROKU! Sama, z Maciejem, z mamą, z Terezą. Gdy był otwarty, to nie miałam chusty, żeby się przykryć, gdy już miałam, to był zamknięty. I tak w kółko. Będąc w centrum, wielokrotnie mijałam tzw. Meczet Centralny. Gdy była u mnie mama, to chciałam jej pokazać jakiś ładniejszy, niż ten na wzgórzu Kale, ale oczywiście był zamknięty.

Pewnego jesiennego dnia, gdy wracałam z wycieczki, kierowca wysadził mnie w samym centrum, gdzie umówiliśmy się z Maciejem. Przechodziliśmy 150 raz koło tego meczetu, stwierdziłam, że spróbujemy. Znów zamknięte! Wtem zawołał nas jakiś starszy pan, pytając, czy chcemy wejść do meczetu. My, że tak – po to tu przyszliśmy.

Specjalnie dla nas otworzył świątynie, odział mnie w chustę i spódnicę i oprowadził nas po meczecie! Okazało się, że był to imam (czyli odpowiednik księdza w Islamie). Bardzo się ucieszył, gdy usłyszał, że jesteśmy z Polski, ponieważ jego syn mieszka w Łodzi. Pozwolił nam wejść, gdzie tylko chcemy, Maciej wszedł ze mną na nawę, która jest przeznaczona tylko dla kobiet.

Nagle rozległ się ezan, czyli nawoływanie do modlitwy. My jak na hejnał podnieśliśmy się do wyjścia, ale imam powiedział, że jeśli chcemy, to możemy zostać na modlitwie, tylko Maciej musi zejść na dół. Dla nas był to zaszczyt, ponieważ normalnie niewierzący nie mają prawa być w meczecie podczas modlitwy. Nie ukrywam, że całe to wydarzenie było dziwne, zobaczyć to na żywo, usłyszeć, pierwszy raz widziałam, jak wygląda cała modlitwa, i to nie w telewizji. Dodam, że jakaś kobieta, która przyszła na nabożeństwo podała mi niebieski płaszcz, który kazała założyć mimo, że miałam już chustę i spódnicę. Poczekaliśmy do końca modlitwy, żeby nie przeszkadzać, ale gdy wychodziliśmy, to zauważył nas imam, który jeszcze machał nam wesoło na pożegnanie.

To była naprawdę świetna przygoda, bo przez parę miesięcy oprowadzaliśmy po meczetach, opowiadaliśmy o Islamie, a wreszcie sami mogliśmy zobaczyć, jak to wygląda. Dla nas oczywiście było to czysto naukowo, bo do Islamu nam daleko. Niemniej, bardzo polecam udać się do owego Merkez Camii, a gdzie on się dokładnie znajduje, podaje Wam TUTAJ.

Muzeum Archeologiczne

Są tu jacyś fani historii? Ja bardzo lubię zwiedzać muzea, szczególnie w kraju, który kocham i interesuję się jego dziejami. Gdy jesienią mieliśmy wolne dni w tygodniu, to zwiedzaliśmy Alanyię, ile się dało. Wreszcie trafiliśmy też do muzeum archeologicznego. Znajduje się w samym centrum miasta, naprzeciwko plaży Kleopatry, w sąsiedztwie punktu Informacji Turystycznej i kolejki. Wizyta w muzeum jest świetnym rozwiązaniem na odpoczynek od tureckich upałów. Można się tam schować na parę godzin i wykorzystać ten czas na poznanie bardzo rozległej tureckiej historii.

Na miejscu czeka piękny ogród, w którym można podziwiać kamienne wykopaliska z różnych okresów, do tego spotkacie tam pawie, które zadomowiły się w muzeum na stałe, jako kolorowe eksponaty!

Najważniejsze jest jednak w środku, znajdziecie tam wiele interaktywnych wystaw, na których poznacie karty historii Turcji. W muzeum obowiązuje oczywiście bilet wstępu, respektowane jest też Müze Kart. Stronę muzeum znajdziecie TUTAJ, a mapę, gdzie dokładnie jest TUTAJ.

Kedi Park, koci raj

Dosłownie naprzeciwko muzeum, w pobliżu jaskini Dalmataş i kolejki znajduje się prawdziwy raj na miłośników kotów! Wielu turystów pytało mnie, czy to miejsce naprawdę istnieje. Gdyby dopisać je do programu wycieczki, to trwałaby ona 3 godziny dłużej. Dlaczego?

W parku, który prowadzi do plaży Kleopatry, znajduje się dom dla kotów. Z każdej strony nadchodzą koty o wszystkich możliwych kolorach. Śpią na trawnikach, ławkach, na specjalnie wybudowanych dla nich domkach, na kocach, kamieniach, są dosłownie wszędzie.

Mimo wszystko, koty najbardziej lubią ucinać sobie drzemkę na naszych kolanach, wtulone, gdy je głaszczemy. Oczywiście nie wszystkie! Większość kotów sama podchodzi do ludzi, my z Maciejem tylko siadaliśmy na ławce i od razu byliśmy pod obserwacją kotów. To akurat moja wina, bo przyciągam wszystkie tureckie koty jak magnes… Najfajniejsze są oczywiście maleńkie kociaki, które można głaskać do woli.

W kocim parku panują też zasady. Kotów nie wolno wynosić poza jego teren, nie można wchodzić do ich domku, a co ważne – nie wolno ich dokarmiać! My uwielbialiśmy chodzić po pracy odwiedzić kicie, potem szliśmy obejrzeć zachód słońca na plaży, i z powrotem pożegnać koty. Jeśli też chcecie oddać trochę czułości tureckim kotom, to szukajcie kedi parku TUTAJ.

Party street, czyli ulica rozpusty

Nie chodzi tu o taką rozpustę, jak na czerwonych ulicach w Amsterdamie! Możecie być jednak zdziwieni, że w Turcji, w której dominującą religią jest Islam, a dookoła są meczety – znajdziecie takie miejsce. Ja byłam w głębokim szoku. Bawiłam się w życiu na Costa Brava, w Złotych Piaskach, w Rimini, na Majorce – ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Być na wakacjach i nie pójść na imprezę, to grzech – wydaje mi się, że jest to dominujące motto właścicieli klubów i barów, które znajdują się w porcie. Jeśli nie wierzycie, że Alanya jest klubowym centrum Riwiery Tureckiej, to zapraszam do portu po 23.

Za chwilę przerodzi się to w jedną wielką dyskotekę!

Tego nie da się opisać słowami, to trzeba po prostu zobaczyć (a filmów nie da się t wgrać niestety). Kojarzycie uliczki ze sklepami, które odchodzą od bazaru? To te same, które miniecie idąc według moich wskazówek od Czerwonej Wieży, do jaskini Dalmataş, czyli TUTAJ.

To ta sama uliczka za dnia, gdy jest cicho i pusto.

Otóż po 23 owe uliczki zmieniają się w jeden wielki uliczny klub! To nie chodzi o to, że dookoła są kluby i bary. Tutaj tańczy się na ulicy, albo na barze. Muzykę słychać już parę przecznic wcześniej, z każdego klubu dudni inna piosenka, na maksa oczywiście. Ludzie krzyczą, skaczą, wyrywają cię do tańca. Podchodzą kelnerzy, zapraszając do klubu, podchodzą kobiety z bukietami róż. Jest najgłośniej na świecie, nie wiesz, jak się nazywasz, ani gdzie jesteś. Patrzysz dookoła na ludzi, którzy przed chwilą leżeli na plaży, a teraz szaleją tańcząc na barze z obsługą klubu. Istne SZALEŃSTWO. Karnawał w Rio, ale każdej letniej nocy.

Jak w ogóle wyglądają kluby? Prócz tych na ulicy, są też ogromne, dwa najsłynniejsze do Robin Hood i Havana. Na wejściu bramka bezpieczeństwa, kobiety nie płacą za wstęp, pary też nie, jedynie mężczyźni, którzy przybyli tu sami. Kolejnym szokiem jest to, że w klubach nie ma dachów! Tańcząc, możemy podziwiać boski widok na wzgórze Kale! Czemu nie ma dachu? A po co dach w mieście, w którym przez 300 dni świeci słońce? To mi się najbardziej podobało, czułam się jakbym była w Miami. Ostatnia rzecz, która może Was zdziwić – pokazy bardzo skąpo ubranych tancerek, które występują na rurach i w klatach co 20 minut. Taka o, zabawa po turecku.

Widok z klubu Robin Hood.

Jedyne, co może Was naprawdę przerazić, to ceny alkoholu. Drinki zaczynają się od ceny 50 TL, piwo 35 TL. Jeśli chcecie się zabawić konkretnie, można zamówić całą butelkę z softami. Zobaczycie przy tym całe show, bo takie zamówienie okraszone jest fajerwerkami! Z takim zestawem można by się bawić do rana. Klubowe tureckie rano zaczyna się niestety wcześniej, niż nasze polskie, ponieważ w momencie, gdy zegar wybije godzinę 3, wszystko się zamyka. Po 3 muzyka ucicha, światła gasną, imprezowicze schodzą z parkietu i są zmuszeni skończyć noc na w Alanyi. Pamiętajcie, że nie wszystko stracone, bo od rana można udać się do Beach clubów, których dookoła nie brakuje! (o tym kiedyś opowiem).

Co do imprez nocnych, podsyłam Wam stronę klubu, w którym ja się zazwyczaj bawiłam, czyli w Robin Hood, zajrzyjcie TUTAJ.

I LOVE ALANYA

Widzieliście już najpopularniejszy punkt widokowy w Alanyi, czyli wzgórze Kale, ale ja polecam jeszcze jeden, z którego owe wzgórze zobaczycie z drugiej strony! W Alanyi zewsząd widać wielki napis I LOVE ALANYA (takie nasze Hollywood), i jak najbardziej, można się do niego dostać.

Przy okazji muszę przyznać, że ta informacja, to złoto! Gdy ja chciałam się tam dostać, to NIKT nie potrafił mi powiedzieć, jak można dojechać na górę. Serio, nikt nie wiedział. My pojechaliśmy do zajezdni autobusowej, która znajduje się koło bazaru, pytałam wszystkich o 8, ale jak zwykle Turcy nie mieli pojęcia, o co chodzi. Nagle z biura podróży wyszedł mężczyzna, który zaproponował, że zawiezie nas tam samochodem, za uwaga – 100 euro. Myślał, że trafił na turystów, którzy dadzą się nabrać jak pelikany. Wpadłam na pomysł, żeby zapytać kolegi, który miał sklep przy głównej ulicy, bo przecież taki autobus musi istnieć! Wreszcie on wytłumaczył nam, że 8 odjeżdża spod DeFacto (MAPA), i rzeczywiście autobus przyjechał chwilę później.

Już sama podróż zrobi na Was wrażenie, bo widoki i droga są przepiękne! Na samym szczycie znajduje się restauracja The Rabbit, w której można podziwiać widok na całą Alanyę! Widać wzgórze Kale, plażę Kleopatry, plażę Keykubada – wszystko, jak na dłoni. Najlepiej zamówić sobie shishę, usiąść na wielkich pufach i po prostu oddać się relaksowi z widokiem na raj.

Najlepsze są jednak powroty! Zapytałam kierowcy, z którym jechaliśmy do napisu, o której ma ostatni kurs i ledwo dobiegliśmy na ten autobus. Kochany Pan poczekał na nas i logicznym było dla mnie, że on sobie zawróci i zjedziemy na dół. A tu nie! Zaczął wjeżdżać w góry wyżej i wyżej. Zawracał na samym skraju szczytów! Ja myślałam, że dostanę zawału, jakaś Rosjanka obok krzyczała na cały autobus, a kierowca miał z nas ubaw po pachy. Zapytałam go, czy skoro nas już tak wysoko zawiózł i teraz naprawdę widać calusieńką Alanyię, to czy możemy się zatrzymać na zdjęcie? W Polsce nigdy w życiu by nie przeszła taka akcja, a kochany Pan z 8 serio zrobił dla nas przerwę na foty! Nazwałam tę wycieczkę naszym quad safari, uczestnicy szalonej jazdy podchwycili to, i gdy kierowca zjechał do centrum Alanyi, to wszyscy bili mu brawo, a wychodząc dziękowali za safari. Byście musieli widzieć, jaki on był zachwycony! Zrobił nam przygodę życia, którą moja mama wspomina za najlepszą wycieczkę w Turcji.

Opisane wyżej punkty, to moim zdaniem must have, rzeczy, które trzeba zobaczyć będąc w Alanyi. Jeśli chodzi o miejsca, które znajdują się kawałek dalej, to opiszę je Wam w przyszłości, bo Alanya ma w zanadrzu jeszcze wiele magicznych miejsc. Tymczasem, mam nadzieję, że niedługo sytuacja na świecie wróci do normy i będziemy mogli wreszcie zwiedzać! Jeśli wybierzecie Alanyię, to już wiecie, gdzie się kierować.

PS. Powstał również drugi przewodnik, tym razem dookoła Alanyi, który znajdziecie TUTAJ.

Tagi: , , , ,