Dziś, wraz z nadejściem nowego miesiąca, nareszcie przyszła pora, abym otworzyła na blogu nową rubrykę! Będą to moje ukochane wywiady. Rozmowy ze wspaniałymi ludźmi, ciekawymi świata, którzy mają nam wiele do opowiedzenia.

Pierwszy wywiad będzie różnił się od reszty, ponieważ ma dwie bohaterki. Moją skromną osobę oraz Emilię Filipek – formalnie miłośniczkę podróży, a nieformalnie moją przyjaciółkę. Projekt, do którego ją zaprosiłam narodził się w mojej głowie już trzy lata temu! Od samego początku Erasmusa planowałam stworzyć porównanie naszych wyjazdów, ponieważ studiowałyśmy za granicą w tym samym czasie. Emilia była w Lizbonie, w Portugalii, a ja w Izmirze w Turcji. Nasza historia sięga do semestru letniego 2018 roku, a dziś zostanie wypuszczona w świat. Zapraszamy!

CZĘŚĆ PIERWSZA – FORMALNOŚCI

Należy tu wspomnieć, że obie jesteśmy absolwentkami Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wyjechałyśmy na Erasmusa na drugim stopniu studiów dziennikarskich.

Na pomysł z wyjazdem wpadłyśmy dosyć późno (wyjechałyśmy mając 24 lata). Pamiętasz, kiedy zaczęłaś myśleć o Erasmusie?

[EF] Nie pamiętam 😉

[MA] Ja pamiętam i to doskonale! Pomysł pojawił się w moim życiu przypadkiem, ale nie w przypadkowym miejscu, bo u Ciebie na domówce! Powiedziałaś wtedy, że myślisz o Erasmusie, a ja zdziwiłam się, że w naszym wieku, możemy w ogóle wyjechać. To było w grudniu 2016 roku. Potem, za Twoją namową, zaczęłam działać i od stycznia męczyłam dzień w dzień panią Natalię (koordynatorkę programu ERASMUS na WNPiD), aby znalazła mi jakąś uczelnię w Turcji.

Dlaczego padło akurat na Portugalię i akurat na Lizbonę?/ Turcję i Izmir?

[EF] Chciałam wyjechać do kraju, który znajduje się na południu Europy. Lizbona w tamtym momencie jako jedyny uniwersytet oferowała studia bez znajomości języka lokalnego (np. do Włoch czy Hiszpanii nie dostaniemy się bez znajomości włoskiego/hiszpańskiego). 

[MA] Bo tak czułam. Nie brałam pod uwagę żadnego innego kraju, Turcja była moim celem od samego początku. To również się złączyło w serię fortunnych zdarzeń, dzięki którym się tam znalazłam. Czasem tak w życiu jest, że czujemy coś cali sobą, że chcemy wyjechać, coś nas przyciąga i nie potrafimy tego wytłumaczyć. Ja tak miałam z Turcją. Serio! Co drugi Polak był na wakacjach na Riwierze, ja nigdy! Zjechałam całą Europę, a do orientu nigdy nie dotarłam. Widziałam 26 krajów, pływałam po Sekwanie, modliłam się w Watykanie, bawiłam się na Majorce i zastanawiałam się nad przyszłością Europy w Brukseli. Nadal to nie było to. Nigdzie nie czułam tej chemii, tego momentu, w którym chcemy rzucić całe ówczesne życie i się gdzieś przeprowadzić. A do Turcji to poczułam. Nie wiem, może było mi to zapisane w gwiazdach– nie potrafię tego wytłumaczyć.

Okej, zdecydowałyśmy się już na kraje, do których chciałyśmy wyjechać. Co musiałaś załatwić/zrobić, aby dostać się na studia w Portugalii/Turcji?

[EF] Wszystkie papiery wymagane przez uczelnię – zaświadczenie o średniej, kwitek od prowadzącego zajęcia z angielskiego + wniosek w USOSIE.

[MA] Moja rekrutacja wyglądała trochę inaczej, bo Emila mogła wybrać swój kierunek w systemie USOS, a mojego niestety tam nie było. Parę miesięcy wcześniej w Turcji wybuchł pucz, przez co trwał tam stan wyjątkowy, co za tym idzie – wytrzymano wyjazdy do tego kraju. Musiałam się wiele natrudzić, żeby w ogóle przekonać władze uczelni o moim wyjeździe, aby dostać zgodę, wpierw od UAM, następnie od MSZ na wyjazd do Turcji.

Poradnik, co trzeba załatwić przed wyjazdem na studia znajdziecie TUTAJ!

A co z tego wszystkiego załatwiania było najtrudniejsze?

[EF] Znalezienie mieszkania na miejscu – ceny nieruchomości w Lizbonie, w porównaniu do Polski są kosmiczne. 

[MA] O dziwo, załatwienie mieszkania było najprostsze w tym wszystkim. Niszczyły mnie za to kolejne dodatkowe dokumenty, wykazy, zgody, opłaty. Musiałam załatwić mnóstwo papierów! Naprawdę MNÓSTWO. Pojechać do ambasady w Warszawie, wykupić obowiązkowe ubezpieczenie (jako jedyna, bo inne kraje są w UE, więc studentom wystarczył EKUZ) – a to wszystko jeszcze w Polsce.

Napisałaś, że najtrudniej było znaleźć mieszkanie. W takim razie, jak udało Ci się zdobyć lokum w mieście, w którym ceny mieszkań przebijają Warszawę?

[EF] Finalnie znaleźliśmy mieszkanie po kilku dniach będąc już na miejscu. Szukaliśmy głównie przez lokalne grupy facebookowe z ogłoszeniami. Mieszkanie do najpiękniejszych nie należało, ale było całkiem blisko centrum, miało więcej niż jedno okno (zdarzały się ogłoszenia kawalerek bez okien ;)) i dwa pokoje. Z minusów – nie miało ogrzewania/klimatyzatora, przeciekało jak padał deszcz (a padał często), mieściło się w starej kamienicy, w której śmierdziało na klatce. 

Płaciliśmy za nie 700 euro + prąd + Internet. Razem wychodziło nie więcej niż 750 e / miesiąc. 

Jak na standard tego lokum było to dużo (w porównaniu do cen w PL), ale jak na ceny lizbońskie całkiem niezła oferta. 

[MA] Ja zaczynałam od poszukiwań na facebookowych grupach, typu „Erasmus Izmir” itp. Niestety, mieszkania były albo brzydkie (całe w dywanach, firanach i obrusach), na dodatek daleko od cywilizacji, albo oferowano wyłącznie pokój, albo, co gorsza – cena była w kosmosu. W pewnym momencie byłam już załamana, bo zaczynało mi brakować pomysłów, na to, jak będąc w Polsce – załatwić mieszkanie w Izmirze?! Akademik odpadał, bo a) byłam za stara na to, aby ktoś ustalał mi godziny powrotu, b) jechałam na Erasmusa z chłopakiem, więc chcieliśmy mieszkać razem, c) akademik na mojej uczelni był mega drogi.

Szukałam i szukałam, aż wydarzył się cud!

Jakiś dobry anioł zesłał mi Anię, studentkę naszego wydziału, która parę lat wcześniej studiowała w Izmirze i miała kontakt z właścicielką mieszkania, które wynajmowała. Cała historia jest opisana TUTAJ, bo jest naprawdę urocza!

Mieszkanie, a właściwie apartament miał 200m2, znajdował się nad samym morzem i kosztował nas 375 euro! Żadnych rachunków i dodatkowych opłat, prąd i woda w cenie. Płaciłam 187 euro miesięcznie i nie musiałam się niczym martwić!

*Ciekawostką jest, że jadąc na studia do Turcji, powinno się znaleźć mieszkanie jeszcze w Polsce, bo aby otrzymać wizę należy podać adres przyszłego zamieszkania! [Wszystko o studiach w Turcji].

Dojeżdżamy do celu, zaczyna się przygoda, ale jak to na Erasmusie, trzeba jeszcze dopełnić formalności. Co musiałaś załatwić już na miejscu? Meldunek, ubezpieczenie, dowód osobisty, karta SIM, konto w banku?

[EF] Jedyną rzeczą, którą wyrobiłam na miejscu była legitymacja studencka na uczelni. Ubezpieczenie miałam w formie EKUZ, korzystałam tylko z polskiego numeru (do kontaktu z osobami z innych krajów używałam po prostu messengera lub whatsappa), konto w banku również miałam polskie (w walucie euro). 

[MA] W Turcji  na wejście musiałam kupić kartę SIM (wówczas za 70zł, teraz ponad 100!), dokupić turecką sigoratę, czyli ubezpieczenie. Dodatkowo, każdy z nas – studentów, musiał się tak jakby zameldować w swoim mieszkaniu, musieliśmy zdobyć dokument od notariusza, że rzeczywiście mieszkamy w danym lokum. To nie wszystko! Odbyliśmy co najmniej 20 wycieczek do przeróżnych urzędów, zaczęło się od wyrobienia numeru PESEL, numeru ubezpieczenia, potwierdzenia meldunku i wielu, wielu innych rzeczach – wszystko po co, aby móc legalnie żyć w tym kraju i zdobyć Ikamet, czyli pozwolenie na pobyt. 

W Turcji nie ma nic od ręki, więc nawet zniżki studenckie musieliśmy załatwić w urzędzie! Na początku dostaliśmy zwykłą legitymację studencką, która nie upoważniała nas do niczego (była jedynie kartą wstępu na kampus), dopiero po miesiącu uczelnia zrobiła wykaz zagranicznych studentów i z tą listą musieliśmy udać się do dwóch urzędów (i jeszcze na pocztę, aby zapłacić podatek, nie wiem do dziś za co…) i dopiero wtedy dostaliśmy specjalną legitymację, dzięki której miałam przejazdy tańsze o 50%.

Ile wynosiło Twoje stypendium i na ile ono Ci wystarczyło?

[EF] Na cały wyjazd dostałam 2000 euro (+250 e po powrocie), co dawało 450 euro/miesiąc. Bez wchodzenia w szczegóły, według mnie trzeba mieć choć trochę własnych oszczędności, aby normalnie funkcjonować (no chyba, że na wszystkim oszczędzamy, nie chodzimy do knajp, klubów, nie zwiedzamy żadnych płatnych atrakcji itd.).

[MA] UE przewidziała stypendium w Turcji w wysokości 450 euro miesięcznie, więc w dniu przylotu dostałam około 2000 euro (na Erasmusie dostaje się 90% stypendium jednym przelewem, po powrocie resztę, czyli 10%).

Pieniądze przelałam od razu na mieszkanie za pół roku, a reszta wystarczyła mi na równe dwa miesiące życia na naprawdę dobrym poziomie. Nie oszczędzałam na niczym, jedliśmy codziennie w restauracjach, jeździliśmy na wycieczki i korzystaliśmy ze wszystkich atrakcji fakultatywnych. Jeśli ktoś zaciśnie pasa, będzie jadł tylko w domu, albo w lokancie (tradycyjna turecka restauracja z BARDZO tanim jedzeniem), to myślę, że mógłby przeżyć pół roku tylko na stypendium.

Muszę tu dodać, że w momencie, gdy ja jechałam  na Erasmusa, w mówimy tu o roku 2018, 1 euro = 4,50 TL, pół roku później podeszło do 5,00 TL, a teraz za jedno euro w Turcji dostaniemy aż 8, w porywach do 10 lir!

CZĘŚĆ DRUGA – STUDIA

Na jakiej uczelni studiowałaś, jaki był to kierunek?

[EF] Universidade NOVA de Lisboa, Ciências da Comunicação, czyli Nauka o komunikacji. 

[MA] Yaşar University w Izmirze, studiowałam Comunnications & PR.

https://www.instagram.com/p/CAnqXfcp6TX/?igshid=v3ea5y7nruja

Ile punktów ECTS musiałaś zebrać, jakie miałaś przedmioty, w jakim języku?

[EF] 30 punktów. Przedmioty mogłam wybrać jakie chciałam – zarówno z licencjatu, jak i magisterki (tylko dlatego, że byłam na mgr). Byłam w bardzo komfortowej sytuacji, ponieważ z racji, że byłam tam na ostatnim semestrze studiów, nie groziły mi żadne różnice programowe (na UAM do zaliczenia miałam tylko dwie ścieżki, więc mogłam wybrać cokolwiek). Wszystkie przedmioty z magisterki miały po 10 pkt, a z licencjatu 6 lub mniej. Finalnie zapisałam się na 4: 

  • Zarządzanie wizerunkiem – 10 pkt (mgr) – prowadzenie w j.portugalskim 
  • Marketing 6 pkt (lic) – prowadzenie w j.portugalskim 
  • Dziennikarstwo w świecie multimediów 10 pkt (coś na zasadzie ogólnouczelnianej ścieżki) – prowadzenie w j.angielskim 
  • Język portugalski – 6 pkt (specjalny przedmiot dla studentów z zagranicy) – prowadzenie w j.angielskim 

Zajęcia na tej uczelni ogólnie prowadzone są w języku portugalskim. Dla studentów z zagranicy jest lista przedmiotów ogólnouczelnianych prowadzonych po angielsku. W tych zajęciach mogą brać udział również lokalni studenci. Z takiej listy pasował mi jednak tylko jeden przedmiot, dlatego dwa pozostałe wybrałam ze standardowej oferty. Z założenia prowadzący każdego przedmiotu, który jest po portugalsku powinien mi dostarczyć wszystkie materiały w j. angielskim.

[MA] Musiałam zebrać 28 punktów (bo 2 pkt. dawało mi seminarium na UAM). Niestety, z przedmiotów, które wybrałam sobie jeszcze w Polsce, na miejscu odbył się tylko jeden… Musiałam zmieniać cały Learning Agreement, miałam z tym wielki problem, bo strasznie trudno było dostosować plan zajęć na nowo, tak, aby nic mi się nie pokrywało. Dodatkowo, w semestrze letnim, Yaşar oferował bardzo mało przedmiotów w języku angielskim.

https://www.instagram.com/p/BiwWuWMF7EP/?igshid=aqfebob4x8qw

Ostatecznie, ja również zdecydowałam się na 4 przedmioty, z którymi kombinowałam przez tydzień, aby je idealnie dopasować:

  • International Orientation Study (1 pkt) – czyli obowiązkowe zajęcia dla wszystkich studentów z wymiany, w których wprowadzano nas w tureckie życie i jeszcze dali nam za to jeden punkt!
  • Public Relations and Media Relations (8 pkt) – to był jedyny przedmiot, który wybrałam jeszcze w Polsce i rzeczywiście odbył się w Turcji
  • Recent Issues In Media Studies (8 pkt) – drugi przedmiot kierunkowy
  • Multinational Companies and Issues In Globalization (8 pkt) – plan zajęć nie pozostawiał mi wyboru i namówiona przez znajomych z ekonomii, zdecydowałam się na przedmiot ze studiów MBA
  • Język turecki (3 pkt) – jedyny przedmiot, na który uczęszczaliśmy wszyscy razem [studenci z Erasmusa], najtrudniejszy do zaliczenia, ale najbardziej przydatny!

Na mojej uczelni ogólnie nie było problemu z zajęciami w języku angielskim, bo to był język wykładowy na LA i  Yaşar miał obowiązek znaleźć mi przedmioty w tym języku. Jedyny problem stanowił fakt, że za mało osób się zebrało na te wybrane przeze mnie i trzeba było kombinować. Jak widać, tak ponaciągałam, że na szczęście się udało. I zaliczyłam wszystko na A+.

Jaki był poziom nauczania, czy miałaś tam dużo do roboty, czy podejście wykładowców było na luzie?

[EF] Ciężko tak naprawdę ocenić poziom nauczania po 4 przedmiotach. Z założenia nie chciałam tam mieć dużo do roboty, dlatego też zwracałam uwagę przy wyborze przedmiotu, jaka jest forma zaliczenia (przy większości było wskazane czy projekt czy egzamin). Tak naprawdę regularnie chodziłam tylko na dwa przedmioty. Najwięcej zadań domowych miałam z portugalskiego, ale zdarzały się też jakieś prace do napisania z innych przedmiotów. Podejście było baaardzo różne – jedna prowadząca pozwoliła nam nie chodzić na zajęcia, bo wiedziała, że i tak nie rozumiemy języka, a inna np. nie chciała przygotować dla nas prezentacji po angielsku, ale wymagała wszystkiego jak od lokalnych studentów. 

[MA] Przed Erasmusem słyszałam, że studia w Turcji, to plaża, nic się nie robi, tylko zwiedza, bo wykładowcy dają wolną rękę obcokrajowcom.

Na miejscu okazało się, że moja uczelnia jest bardzo dobrym i bardzo drogim prywatnym uniwersytetem – trzymano wysoki poziom! W grupach było maksymalnie 10 osób, na przedmiotach z dziennikarstwa musiałam przynosić co tydzień jakieś zadanie… Musieliśmy czytać po 30 stron książek i pisać na każde zajęcia prace na ich temat, było wiele prezentacji, esejów i egzaminów, zarówno pisemnych, jak i zdalnych. Porównując studia na trzech uniwersytetach, na których się uczyłam – dopiero na Yaşar poczułam, co to znaczy przygotowanie do każdych zajęć.

Jak wyglądał Twój plan zajęć, kiedy odbywały się Twoje zajęcia? (pamiętam, że miałaś zajęcia późnym wieczorem).

[EF] Już nie pamiętam jaki miałam plan godzinowy, ale faktycznie zajęcia jednego dnia miałam do 21. Ogólnie na uczelni zajęcia dla magisterki trwały tam do 24. Z założenia są one wieczorowe, ponieważ większość studentów na magisterce już pracuje. 

[MA] Ja zaczynałam najwcześniej o 9.30, bo nikt nie był tak szalony, aby zaczynać o 8 (zresztą o tej godzinie ulice są jeszcze puste – Turcy późno wstają i późno się kładą spać). Pamiętam, że jedne zajęcia miałam mieć też na 9.30, ale wykładowczyni stwierdziła, że ona się lubi wyspać i najlepiej, gdybyśmy przesunęli je na 10. Wspaniały pomysł! Dodatkowo, w Turcji istnieje lunch break, a’la siesta (z tym, że w piątki jest wykorzystywana na modlitwę). W godzinach od 12-13.30, nie znajdziesz na uczelni żywej duszy! My naszą przerwę wykorzystywaliśmy zawsze na trening na kampusowej siłowni.

Co zaskoczyło Cię na Twojej uczelni? Czym różniła się ona od UAM?

[EF] Była tam super stołówka, w której za 2,6 e można było kupić spory obiad (zupa, drugie danie, deser/owoc, napój). Na zewnątrz był również kompleks ze stolikami, była tam również kawiarnia i pizzeria. Ogólnie budynek, w którym miałam zajęcia był już trochę podniszczony. Nie było tam również ogrzewania, więc zimą zdarzało mi się siedzieć w kurtce. Poza tym to w sumie uczelnia, jak uczelnia. WNPiD jest ładniejsze 😉

[MA] Zatkało mnie od razu, gdy dotarłam na kampus! Po pierwsze – nie mogłam się do niego dostać [TUTAJ historia z pierwszego dnia]. Okazało się, że w Turcji wszędzie stoją bramki bezpieczeństwa, również na uczelniach. Moje tłumaczenia, że jestem studentką zza granicy na nic się zdały, bo jak się później okazało, student po turecku to öğrenci, więc ochrona mnie totalnie nie rozumiała.

Gdy wreszcie udało mi się wejść na teren Yaşar University, prawie zemdlałam z wrażenia. To zupełnie inny świat. Piękny, jak z amerykańskich filmów. Zobaczyłam, że to kampus moich marzeń – palmy, fontanny, korty, boiska, siłownie, restauracje, piękne miejsce i ludzie. Tam nawet z kamieni gra muzyka!

Kolejne zdziwienie nadeszło podczas pierwszych zajęć, gdy okazało się, że w Turcji trwają one aż 180 minut! Na początku myślałam, że oszaleję z nudów, bo czasem nawet w szkole ciężko było wysiedzieć 45 minut, a co dopiero trzy godziny. Na szczęście, szybko się przyzwyczaiłam, choć nie ukrywam, że 3h to o wiele za dużo.

Pierwszy raz w życiu spotkałam się też z midtermami, czyli sesją w środku semestru. Miałam zaliczenia ze wszystkich przedmiotów dwa razy, jedna sesja egzaminacyjna w marcu, druga, ta końcowa w maju. Nie ukrywam, że najtrudniejszy był dla mnie język turecki i nie raz żałowałyśmy z czeskimi przyjaciółkami, że zdecydowałyśmy się na ten fakultet. Nasza hocam trochę się zapędziła widząc, jak dobrze Irańczycy radzą sobie z tym językiem. Ale halo! Dla nich to tak, jak dla nas czeski, a dla mnie – Polki na początku była to czarna magia. Jaką dumą więc pałałam, gdy zdałam wszystkie trzy egzaminy końcowe z tego języka, uzyskując 90 procent.

Co do sesji, to okazało się, że na Yaşar nie istnieją poprawki. Jeśli się nie zda danego przedmiotu, to studenci (jak w amerykańskich filmach) muszą chodzić do szkoły letniej i poprawić oceny! Wyobraźcie sobie, jak się bałam, że czegoś nie zaliczę i będę musiała to zdawać w Polsce. Co ciekawe, na tej uczelni nie było nawet drugiego terminu. Wszystko było wbite do systemu i jeśli z jakiegoś powodu nie zjawisz się na egzaminie, to przepada i nie zdajesz…

Jak wyglądało zaliczenie przedmiotów? Kiedy miałaś sesję egzaminacyjną, czy może tylko zaliczenia?

[EF] Tak jak wyżej, specjalnie wybrałam przedmioty, z których nie było egzaminu (wyjątkiem był j. portugalski). Miałam problem z jednym przedmiotem ze względu na brak pomocy ze strony prowadzącego (musiałam sama tłumaczyć z portugalskiego wszystkie materiały potrzebne do zrobienia projektu, co czasami wiązało się z pewnymi nieporozumieniami). Poza tym miałam do napisania kilka prac. Z języka portugalskiego mieliśmy egzamin, na podstawie którego otrzymaliśmy certyfikat. Sesja była na przełomie maja i czerwca (chyba – też już dokładnie nie pamiętam). 

[MA] Tak jak wspominałam, ja miałam dwie sesje egzaminacyjne. Na pierwszej miałam egzamin pisemny z tureckiego i z MBA (ale co śmieszne, z domu), a z innych przedmiotów eseje na 15 stron i prezentacje. Na sesji końcowej, na MBA musiałam przygotować prezentację o wybranej marce na świecie + raport na 15 stron oraz egzamin, na przedmioty kierunkowe eseje i prezentacje, a z tureckiego miałam wypracowanie, egzamin pisemny i ustny, w identycznej formie, jak matura z języka obcego w Polsce.

CZĘŚĆ TRZECIA – ŻYCIE NA MIEJSCU

Czy poznałaś tam dużo ludzi, czy utrzymujecie kontakt?

[EF] Na miejscu poznałam sporo osób, ale raczej były to znajomości na chwilę. 

[MA] Jadąc na Erasmusa, poznanie nowych osób nie stanowi żadnego problemu, choćby dlatego, że ESN organizuje Orientation Week, podczas którego braliśmy udział w różnych atrakcjach.

https://www.instagram.com/p/B8KQcxLJfsA/?igshid=jj6qcvpmgtp2

Uważam, że najlepsze, co dostajemy od programu Erasmus to właśnie przyjaźnie na (mam nadzieję) całe życie! Nadal mamy grupy na WhatApp, na Facebooku itd. Najważniejsze są jednak Erasmus Reunion, czyli spotkania po studiach. Ja muszę przyznać, że mam do tego ogromne szczęście, bo widziałam się prawie z całą ekipą. Listopadowy weekend spędziłam u przyjaciółek w Pradze, potem majówkę w Izmirze, gdzie znajomi z uczelni powitali nas z otwartymi ramionami, co było bardzo miłe.

Będąc tam, codziennie spotykamy się z kimś innym, każdy nas pamięta! Gdy zamieszkałam w Alanyi, to odwiedził nas kolega z Hiszpanii, potem miałam niespodziankę na plaży Kleopatry, gdzie spotkaliśmy się z przyjaciółką z Czech, a druga przyjechała do nas na wakacje. Świetne jest też to, że miałam wspaniałych wykładowców, których odwiedzam za każdym razem będąc w Izmirze! Jesteśmy zapraszani na eventy, bankiety, Cultural Day. Dla mnie te erasmusowe znajomości są ciągle żywe.

Jak Portugalia, a zwłaszcza Lizbona wygląda cenowo? Mieszkałaś wcześniej na Malcie, gdzie też była strefa euro, porównasz mi mniej więcej?

[EF] Życie codzienne, czyli produkty spożywcze czy jedzenie w knajpie w Lizbonie było tańsze niż na Malcie – chociaż oczywiście były wyjątki: pamiętam, że np. lody w Lizbonie były drogie, za to piwo na Erasmus Corner kosztowało mniej niż obecnie w większości pubów w Polsce :). Pamiętam też, że komunikacja miejska była dość droga – nie było zniżek studenckich. Wejścia do muzeum różnie, ale zazwyczaj bilet studencki kosztował 50% mniej. Mieszkania zdecydowanie tańsze na Malcie, ale w sumie nie mam porównania 1:1. Na Malcie mieszkania również podrożały od czasu jak tam mieszkaliśmy, a poza tym Lizbona jest stolicą, a na Malcie wcale nie mieszkaliśmy w centrum wyspy.

Lizbona jest po prostu najdroższym miastem w kraju. Podobno na północy jest o wiele taniej z mieszkaniami itp. Zresztą nawet już kawałek za Lizboną jest tańszy wynajem. Mnóstwo mieszkańców wyprowadza się do okolicznych miejscowości i dojeżdża tam do pracy, bo zwyczajnie ich nie stać na kupno czy wynajem w mieście. 

Jak wyglądało w Turcji?

[MA] W Turcji miałam raj cenowy. W porównaniu do krajów strefy Euro, tureckie życie nie kosztowało mnie wiele. W szczególności, że Izmir jest po prostu tani. Dzieje się tak dlatego, bo to miasto jest totalnie nieturystyczne, przez co nikt nie oszalał z cenami za mieszkania, czy chociażby komunikację. Dojazdy na uczelnię kosztowały mnie 1,50zł w jedną stronę, ponieważ odbijając Izmir Kart mamy do wykorzystania 90 minut we wszystkich środkach transportu. W porównaniu do Europy – są to grosze. Co ciekawe, jedzenie w restauracjach jest tak tanie, że częściej stołowaliśmy się w knajpach, aniżeli jedli w domu. Porządny obiad z przystawkami i napojem, można dostać już od 12 złotych!

Czy zaprzyjaźniłaś się z ludźmi z ESN, brałaś udział w ich imprezach, jeździłaś z nimi na wycieczki?

[EF] 3 x nie 😉 Wycieczki z ESN były zawsze przedrożone, dlatego nigdy z nich nie skorzystałam. Żeby wchodzić na ich imprezy za darmo, trzeba było wyrobić sobie kartę, która oczywiście była płatna. W Lizbonie było dużo innych alternatyw, więc nie musiałam polegać na ESNie. Popularniejszą organizacją było ELL (Erasmus Life Lisboa) – również organizowali imprezy, wycieczki, pomagali w wynajmie itd. 

[MA] Tak jak wcześniej wspominałam, ja głównie trzymałam się z ekipą z ESN. Zaprzyjaźniliśmy się ze wszystkimi obcokrajowcami, którzy dotarli na wymianę i wspólnie z tureckim ESN stworzyliśmy wielką Erasmus Gypsy Family.

https://www.instagram.com/p/B_Ny6QHlnqe/?igshid=9p160622bsk2

Co do zwiedzania, ja staram się czerpać z życia ile się da, więc zapisywałam się na wszystkie możliwe wycieczki.

Co udało Ci się zobaczyć/zwiedzieć podczas Erasmusa? 

[EF] Oczywiście Lizbonę wzdłuż i wszerz i jej okolice. Byliśmy również na kilka dni w Algarve (południe Portugalii) oraz na tydzień w Hiszpanii (objazdowo po Andaluzji).

 [MA] Nie ukrywam, że planowałam więcej pojeździć po Turcji, ale niestety nie wystarczyło nam czasu. Kraj jest ogromny, więc gdzie się nie ruszyć, potrzebowaliśmy kilku dni, a miałam przecież normalnie zajęcia na uczelni. Nie mogliśmy też zostać po Erasmusie, bo z dniem, w którym kończył się semestr, kończyła nam się wiza i mieliśmy obowiązek opuścić kraj. Abstrahując, tak czy siak, uważam, że udało nam się zwiedzić bardzo dużo!

Po pierwsze Izmir, który przeszłam dosłownie cały, znam go lepiej, niż rdzenni jego mieszkańcy.

https://www.instagram.com/p/CLzkN1VsxDN/?igshid=15dlqndtbfvqs

Jeździłam też na wszystkie wycieczki z ESN. Wspólne mieliśmy do Pamukkale, Hierapolis, Efezu i Kapadocji. Dodatkowo, impreza dla całego ESN z Turcji w Foçy (akurat w moje 25 urodziny!) i pożegnalne boat party w Çeşme.

https://www.instagram.com/p/Bh7K308lqHb/?igshid=gzu1j7mppbny

Sami zorganizowaliśmy sobie 5 dni w Istanbule i cotygodniowe (po sesji) leżakowanie w magicznym Çeşme lub Foçy. Każda wycieczka równała się dla mnie z całotygodniowym siedzeniem po nocach nad projektami na zajęcia, ale BYŁO WARTO!

https://www.instagram.com/p/BhyfzJMlgNL/?igshid=t3c4mgefddxq
https://www.instagram.com/p/BpAZJRjFyRG/?igshid=pjq817ytew4l

Tak poza tym, korzystałam ze wszystkich atrakcji, jakie przynosiły kolejne dni, kolega zaprosił nas na tureckie wesele (RELACJA TUTAJ), koleżanka na Festiwal Cygański w najniebezpieczniejszej dzielnicy Izmiru – i poszliśmy tam, aby zobaczyć, jak bawią się Turcy. Tak samo było z paradami, brałam udział we wszystkich tureckich świętach narodowych – klimat był na nich niesamowity!

https://www.instagram.com/p/BhjyTy7l3DB/?igshid=17hrkuwh68sti

Jak spędziłaś święta wielkanocne (tu chcę porównać, że tam ogólnie obchodzą święta, i pojechaliście na super wycieczkę, a my mieliśmy normalnie szkołę)

[EF] Portugalia to kraj katolicki, dlatego Wielkanoc jest tam jak najbardziej obchodzona. W związku z tym mieliśmy ponad tygodniową przerwę w zajęciach – jest to traktowane jako ferie wiosenne. W tym czasie pojechaliśmy na wycieczkę do Hiszpanii – Sewilla, Kordoba, Malaga, Gibraltar, Kadyks.

[MA] Zadałam Emilii to pytanie, ponieważ pamiętałam, że w Wielkanoc wyruszyła na wycieczkę. I obchody świąt są jedną z największych różnic pomiędzy naszymi krajami, bo Emila była w kraju katolickim, a ja muzułmańskim. My mieliśmy wolne na rozpoczęcie Ramadanu i wszelkie święta narodowe, a Portugalia chociażby w Wielkanoc. Świąteczną niedzielę spędziliśmy dość niekonwencjonalnie, bo na śniadaniu nad brzegiem morza, rozłożyliśmy piknik na Alsancaku i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że świętowaliśmy z muzułmanami i prawosławnymi. I to było PIĘKNE!

https://www.instagram.com/p/BhCIQpJl50K/?igshid=12fqoo8a7dl1i

Nasi koledzy z uczelni koniecznie chcieli dołączyć i zobaczyć, co to za święto, i co my Polacy i koleżanki Czeszki, przygotowujemy na Wielkanoc. I mimo, że to był jedyny dzień, w którym naprawdę zatęskniłam za domem (a jeszcze bardziej za polskim jedzeniem), to wspaniale wspominam ten czas. W poniedziałek musiałam oczywiście normalnie iść na zajęcia, bo tak, jak u nas nikt nie słyszał o Kurban Bayramı/ Id al-Adha, tak w Turcji nikt nie wiedział o Wielkanocy. Pierwszy raz w życiu spędziłam więc święta W SZKOLE!

Czy to prawda, że Lizbona jest mega imprezowym miastem i jadąc tam na Erasmusa, głównym zajęciem są właśnie imprezy?

[EF] Nie wiem czy określenie Lizbony jako mega imprezowe miasto jest trafne, ale faktycznie wieczorem zawsze było gdzie pójść. Wydaje mi się, że jadąc na Erasmusa zazwyczaj głównym zajęciem są imprezy. No chyba, że jedziesz do Turcji… 😀

[MA] Wspólne imprezy w międzynarodowym gronie? W gronie składającym się w 90 procentach z muzułmanów, trudno było o imprezy. Można nawet powiedzieć, że mieliśmy półroczny odwyk, piwo tylko czasem, na ewentualnych eventach wygrywało wino Şirince, jedyny alkohol, na który było nas stać. Nie wyobrażałam sobie, że napoje wysokoprocentowe są aż tak drogie w Turcji! Pod tym względem, Erasmus kojarzony z imprezami, w tym kraju się wyklucza. Ale okazuje się, że potrafimy się bawić bez alkoholu i też jest super 😉 Najlepiej wspominam imprezy w hotelach na naszych wyjazdach, wtedy czułam się, jak na koloniach/obozach, jak za starych, dobrych czasów – było cuuudownie. Za to na turkish night wyszło na jaw, że Pakistańczycy, którzy nigdy nie próbowali alkoholu potrafią bawić się najlepiej, oni czują rytm nawet dzwonka od telefonu! Kochają tańczyć, nie wstydzą się i nie potrzebują wspomagaczy, tego im zazdrościłam.

Jeśli chodzi o Izmir, to nie nazwałabym go stolicą rozrywki… Mimo, iż jest najbardziej zeuropeizowanym miejscem w Turcji, mieszka tu mnóstwo młodych ludzi, a na ulicach rzadziej, niż w Brukseli spotkamy kobiety w hidżabach – klubów jest jak na lekarstwo. Jest specjalna dzielnica imprezowa, Alsancak, tam co prawda jest mnóstwo barów, ludzie siedzą głównie na ulicy, co tworzy niesamowity klimat, ale… Jeśli chodzi o kluby, to po pierwsze – jest ich mało, wstęp jest płatny (20-30zł), jest mało miejsca, zazwyczaj są na otwartym powietrzu, a co najgorsze – alkohol jest tak koszmarnie drogi, że rzadko kogo stać na imprezowego Erasmusa w Izmirze.

Zostając przy imprezach – jaka była cena alkoholu? Wino, wódka, piwo.

[EF] Wino tanioszka, jak to w południowych krajach. 1,5 euro wzwyż. Mój ulubiony rodzaj wina portugalskiego, czyli vinho verde już od 3-4 euro. 

Wódkę kupowałam raz, więc nie mam za bardzo rozeznania. Była to Żubrówka i kosztowała jakieś 9 euro. 

Portugalskie piwo porównując do polskich marek jest drogie i niesmaczne. I bez wyboru. Dwie najpopularniejsze marki to Super Bock i Sagres. Sprzedawane są w butelkach i puszkach od 0,2 l do 1l. Co ciekawe, pojemność 0,5 l jest tam bardzo rzadko spotykana. Zazwyczaj kupuje się piwo 0,33l (cena nawet 1 euro) albo 1l (cena 1,5-2,5 euro). Takie duże butelki z piwem wcale nie są w Portugalii żulerskie i często w mniejszych sklepach dostawało się do nich kubeczki. 😀 

Ciekawe jest jednak to, że piwo w lokalach jest niewiele droższe niż w sklepie (albo kosztuje tyle samo). Wynika to z tego, że w Portugalii nie ma zakazu spożywania alkoholu na ulicach. Gdyby różnica w cenie była bardzo duża (jak jest w sumie u nas) to puby stałyby puste, a wszyscy chodziliby na piwo do parku. Dzięki podobnym cenom w sklepie i pubie, nie ma znaczenia czy pijesz piwo na ławce, czy przy stoliku w knajpie – cena jest prawie taka sama. Proste? Proste! 🙂

[MA] Ceny alkoholu w Turcji są zabójcze! Wódka kosztuje około 100zł (podaję ceny, gdy studiowałam tam w 2018 roku), piwo zaczynało się od 12zł (słynny Efes, który Wy kupowaliście na Malcie za 1 euro…). Wino wychodziło najtaniej, na domówki kupowaliśmy litrowe siekacze za 35zł i piliśmy na spółę. Drinki w klubie zaczynają się od 30zł (za zwykłą wódkę z colą!), whiskey to koszt ok. 50zł, a jakiś fancy drink, typu Sex on the Beach, to wydatek nawet 80zł! Miałam jednak fart na imprezach, bo bilet wstępu był kuponem na drinka/piwo albo szota. Zważywszy na to, że moi koledzy z Pakistanu, bracia muzułmanie, nie piją alkoholu – wszystkie talony dawali siostrze z Polski. Dzięki nim nie wydałam majątku, a zawsze miałam jakiś napój, będąc w klubie!

https://www.instagram.com/p/CECuJFLpGxm/?igshid=1rsc1dpah4kpk

Co ogólnie zaskoczyło Cię w Portugalii, co się spodobało, co rozczarowało?

[EF] Ogólnie rzecz biorąc raczej nic mnie jakoś mocno nie zaskoczyło. Z racji, że już wcześniej mieszkałam w południowo europejskim kraju, dobrze wiedziałam na jaką mentalność się nastawić. Dlatego też nie wkurzałam się na niepunktualność innych osób, zapominalstwo i ogólne spowolnienie. 

Naprawdę super było to, że nie ma tam zakazu picia alkoholu gdziekolwiek. Sprawiało to, że parki, punkty widokowe i inne skwerki były zawsze pełne fajnych, pozytywnych ludzi. Widać, że np. policja jest tam dla obywatela, a nie przeciwko niemu. Ludzie są z reguły uprzejmi, pomocni otwarci na innych. 

Bardzo mi pasowała również portugalska kultura picia kawy, czyli po każdym posiłku. Z początku niewyobrażalne wydawało mi się picie kawy po kolacji (np. o 22), ale z czasem okazało się, że to nic takiego. W większości kawiarni (oprócz sieciówek typu Costa) nie można kupić kawy na wynos w kubeczku z zamykanym wieczkiem. Dlaczego? A bo picie kawy to rytuał i nie można tego robić w biegu. Czas na kawę to czas, w którym masz przysiąść i odpocząć. Czasami sprzedawano kawę “to go” w papierowym kubeczku, ale bez przykrywki. Sprawiało to, że i tak musiałeś się gdzieś zatrzymać i ją wypić, żeby nie wylać po drodze. 😉 I to wszystko za równowartość 2-3 zł.

Minusem był bardzo mały wybór herbat w sklepach. Żeby kupić zieloną herbatę musiałam pójść do jakiegoś super bio organic sklepu. 😀

Rozczarowała mnie przede wszystkim pogoda. Nigdy nie wymarzłam tak bardzo, jak podczas tych 5 miesięcy w Portugalii. Marzec był chyba najgorszym miesiącem, ponieważ non stop padało. Do teraz nie mogę zrozumieć, jak można nie montować ogrzewania w kraju, w którym zimą jest jednak dość zimno, deszczowo i wietrznie. 

Mimo wszystko Portugalię kocham całym serduszkiem. Już na zawsze będę miała sentyment do tego kraju i języka. 😉

[MA] Mnie zaskoczyło dosłownie wszystko, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam w Turcji! Wiedziałam, że będzie zupełnie inaczej, niż w Polsce, bardzo ciągnęło mnie do świata orientu i znalazłam go, w kraju dwóch kontynentów. Zaskoczyli mnie ludzie – są bardzo uprzejmi, mili i zawsze uśmiechnięci. Zdziwiłam się,  że Turcja łamie wszystkie stereotypy, jakie krążą na jej temat – o kobietach (że wszystkie noszą hidżaby) – na jedną zakrytą muzułmankę, przypadły 3 dziewczyny z gołymi pępkami (przynajmniej w Izmirze).

Doznałam szoku, gdy pierwszego dnia, właściciel mieszkania nawet przez sekundę na mnie nie spojrzał! Rozmawiał tylko z Maciejem, a mnie traktował jak powietrze. Później dowiedziałam się, że w ten sposób Turcy okazują szacunek dla kobiet, które są zajęte. Dla mnie było to mega dziwne i czułam się jakbym  była przeźroczysta…

Zaskoczyło mnie też podejście do dzieci i osób starszych. Jedni i drudzy są dla Turków święci! Dzieci mogą robić co tylko dusza zapragnie – biegają, krzyczą, kopią, rozpychają się, zaczepiają – ale to przecież çocuk! Turcy rzucają swoje dzieci na głęboką wodę i to dosłownie! Za pierwszym razem, gdy zobaczyłam, jak dwulatek wskakuje do basenu, o mało nie ruszyłam go ratować. Pytam się matki – czemu to robisz, przecież on utonie! Ona mi na to – nie, ma motylki, a przynajmniej się nauczy. Tutaj dzieci uczą się życia metodą prób i błędów.  Co do dorosłych i maluchów – różnice kulturowe widać najlepiej w komunikacji miejskiej. Gdy w Polsce osoby starsze walczą o wolne miejsce, w Turcji w momencie, gdy senior wejdzie do autobusu – wszyscy wstają jak na hejnał i zwalniają miejsce. Z dziećmi jest zabawniej, bo Turcy nie zwolnią miejsca matce z latoroślą, oni wezmą ja na kolana! Wyobrażacie sobie, że obcy ludzie biorą Wasze dziecko na kolana i jeszcze ciągną je za policzki? Ja nie potrafię sobie tego wyimaginować, dlatego gdybym była matką, to trzymałabym dziecko przy sobie. W Turcji wszyscy są za to jak jedna wielka rodzina!

Abla i  abi. Trzeba przywyknąć do tego, że znasz kogoś dwie minuty, a on już  nazywa Cię siostrą, czyli Abla. W sklepach sprzedawcy również zwracają się w ten sposób, ewentualnie canım, czyli kochana. Twoja rodzina jest moją rodziną i oni w to serio wierzą. U nas trzeba sobie naprawdę zasłużyć, aby obcą osobę nazwać bratem, w Turcji każdy może nim być. Oczywiście, z kimkolwiek się nie rozmawia, to nie ma formy, mój kolega pracuje tu i tu. KUZYN! Kuzyn lub brat. Moja mama jest dla moich przyjaciół ich polską mamą i koniec. Gdy posłuchasz ich przez chwilę, to myślisz sobie – on ma największą rodzinę na świecie!

Nasılsınız? Czyli jak się masz. Mijasz znajomego na ulicy, bądź odbierasz telefon. U nas klasyczne cześć, halo, słucham. W Turcji? Alo, nasılsınız? Wypada odpowiedzieć tu iyi, czyli dobrze, i zapytać rozmówcę o jego nastrój. Turcy nie narzekają, więc jest to stała formułka, zawsze odpowiada się, że jest dobrze. Przez te ichnie uprzejmości człowiek wiele razy spóźnił się na zajęcia, bo jeśli nie staniesz i nie pogadasz, to popełnisz największe faux pas!

Miłość do ojczyzny! Turcy kochają swój kraj nad życie, a pierwszego prezydenta Republiki Tureckiej, czyli Mustafę Kemala Atatürka czczą do dziś. Jeśli staniesz gdziekolwiek w Turcji, na pewno zobaczysz flagę, jeśli nie widzisz jej przed sobą, zrób obrót, na pewno gdzieś ją znajdziesz! Jest dosłownie wszędzie. W każdej klasie, biurze, sklepie, u kosmetyczki i u fryzjera, w aptece i w piekarni. Turcy są dumni z tego, że są Turkami i to widać gołym okiem.

Inşallah i do przodu! Jak Bóg da, tak będzie. Dlatego niczym się nie przejmują, dlatego jeżdżą jak wariaci, łamiąc wszystkie możliwe prawa drogowe. Dlatego na skuterze siedzi pięć osób, a piesi przechodzą gdzie chcą. Dlatego parkują na pasach albo środku ulicy. Po co zaprzątać sobie głowę, skoro będzie, jak Bóg da? A jeśli już da, to jest Maşallah!

Jeśli interesują Was tureckie różnice kulturowe, opisałam je TUTAJ.

Wiem już, gdzie studiowałaś, jak Ci się podobało, co wspominasz najlepiej, ale mam ostatnie, bardzo ważne pytanie! Czy zdecydowałabyś się jeszcze raz wyjechać na Erasmusa?

[EF] Oczywiście! Po powrocie żałowałam, że zdecydowałam się na to tak późno i nie mogę pojechać jeszcze raz. Z jednej strony cieszyłam się, że kończę studia, a z drugiej trochę zazdrościłam tym wszystkim osobom z licencjatu. Erasmusa będę polecała każdemu, zawsze i wszędzie! Nic nie uczy życia lepiej niż Ty w obcym kraju, która musi coś załatwić. 😀

[MA] Oczywiście! I zdecydowałam się jeszcze 4 razy. Rok później pojechałam na wymianę (ponownie do Izmiru), potem na praktyki do Alanyi, a następnie na dwa projekty – do Londynu i Bursy. Gdyby nie pandemia, 2020 rok miałam zapełniony projektami, dzięki nim miałam zjechać całą Europę. Udało mi się zobaczyć jedynie Wielką Brytanię (i to na dzień przed lock downem) oraz moją ukochaną Turcję, jesienią 2020. Jeśli chodzi o studia, to gdybym tylko była młodsza, na pewno już bym gdzieś wyfrunęła (oczywiście w normalnym świecie). Robiłam na studiach wiele rzeczy, media, samorząd itp. Jednak to Erasmus jest programem, który zmienił moje życie, i który będę wspominać na zawsze! Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję wyjechać – nie zastanawiajcie się dwa razy! Erasmus to najwspanialsza przygodą, jaką można przeżyć na studiach – polecam z całego serca!

ARTYKUŁY O ERASMUSIE

Jeśli interesuje Was tematyka Erasmusa, poradniki oraz wywiady – na moim blogu znajdziecie wiele odpowiedzi na nurtujące Was pytania:

  • ERASMUS PORADNIK KROK PO KROKU – KLIK
  • ERASMUS W TURCJI – KLIK
  • PROJEKTY ERASMUSA – KLIK

*Był to pierwszy z wywiadów, które ukażą się w serii o Erasmusie. Jeśli ktoś z Was również studiował za granicą i chciałby podzielić się swoją historią – zapraszam do kontaktu! Piszcie śmiało na ejbramsontour@gmail.com.