Gdybym słuchała tego, co mówią w mediach i połączyła to ze stereotypami powielanymi od lat – nigdy w życiu nie poleciałabym tam na studia. Ja lubię spróbować wszystkiego na własnej skórze, dlatego odważyłam się spakować i pojechać w nieznane. Gdy już tam byłam, nigdy nie przeszło mi przez myśl – czy w Turcji jest bezpiecznie? Przecież gdyby nie było, to bym tam nie mieszkała!

Skąd się wzięłam w Turcji?

Na dobrą sprawę, całą swoją historię opisałam TUTAJ. W skrócie dodam, że to nie ja wybrałam Turcję, to Turcja wybrała mnie! Jak? Od zawsze była gdzieś blisko, począwszy od muzyki [w 2004 dostałam płytę Tarkana, którą pokochałam od pierwszej nutki], po taniec brzucha na który chodziłam po maturze. Potem była kawiarnia z baklavą pod domem i tak od słowa do słowa stwierdziłam, że ja muszę jechać do Turcji! Nigdy wcześniej tam nie byłam. Nigdy! Widziałam 26 krajów, ale nigdy nawet nie zahaczyłam o orient. Niczego się nie bałam, od samego początku wiedziałam, że chcę wyjechać na Erasmusa do Turcji i koniec kropka. A jestem z tych, którzy dążą do celu.

Po co ci ta Turcja?

Często słyszałam to pytanie. Ludzie w większości nie dowierzali, że skończyłam studia i zamiast iść gdzieś na etat, ja sobie lecę do Turcji. Okazało się, że takie było moje przeznaczenie, bo to tam znalazłam dwój drugi dom, swoje miejsce na ziemi i zaznałam najpiękniejszych chwil w swoim życiu. Ale do celu, czy było bezpiecznie?

Pół roku bez telefonu. Witaj w moim świecie

Jestem ogromnym pechowcem! Pomyślicie, no jak, przecież wciąż piszesz, jaka to szczęśliwa byłaś w tej Turcji. Bo byłam, ale żeby to wszystko doszło do skutku, kosztowało mnie to wiele nerwów i wpadek. Na miesiąc przed wylotem, w Boże Narodzenie mój ówczesny telefon samoistnie rozsypał się w drobny mak. Leżał na łóżku, usłyszałam huk, po czym zamiast ekranu, zobaczyłam pajęczynę. Przed samym Erasmusem musiałam kupić nowy telefon. Wybrałam sobie taki wypasiony, żeby miejsca było mnóstwo, żeby było miejsce na dwie karty SIM, a zdjęcia wychodziły jak z lustrzanki. Wszystko było super, aż tu nagle, po dwóch tygodniach w Izmirze – mój telefon padł. Padł śmiercią naturalną był nie do odratowania.

I teraz wyobraźcie sobie, że lecicie do obcego kraju, rodzina jest setki kilometrów od Was, wszystkiego na bieżąco dowiadujecie się z komunikatorów i nagle zostajecie ich pozbawieni. Załamałam się, bo co innego miałam zrobić. Pal licho te zdjęcia, Snapchata, Instagram. Straciłam kontakt z Polską, straciłam kontakt z mamą! Na pomoc przyszła przyjaciółka z Czech, która na zaś wzięła ze sobą starego Samsunga, którym mogłam tylko dzwonić i pisać smsy. Byłam jej ogromnie wdzięczna, bo odzyskałam jako tako kontakt w Turcji, ale co z tą Polską?!

Przez 5 miesięcy słyszałam moją mamę dwa razy! Zrobiła mi bowiem niespodziankę i w paczce na Wielkanoc wysłała swój telefon, na którym miałam chociaż What App, ale z nią nadal mogłam kontaktować się wyłącznie przez Facebooka, którego miałam tylko na komputerze. I tak żyłam przez prawie pół roku, odcięta od świata, dodawałam coś na Instagram wyłącznie wtedy, kiedy ktoś użyczył mi swojego telefonu. Ze zdjęciami ratowała mnie nasza lustrzanka, a kontakt ze mną był ograniczony do minimum. Gdy jechaliśmy na wakacje, przez tydzień potrafiłam być offline. A prowadziłam wówczas Social Media dla paru osób w Polsce! Siedziałam po prostu po nocach i planowałam wszystkie posty, żeby móc wyjść z domu.

Po co ta historia? Żeby pokazać, że jako kobieta w Turcji, nie bałam się! Nawet bez jakiekolwiek możliwości kontaktu z domem. Czułam się tam bezpiecznie, jedyne czego mi w Turcji brakowało to rodziny i przyjaciół. Czemu czułam się bezpiecznie?

ZOBACZ, CO MI SIĘ STAŁO ZA DRUGIM RAZEM

Turcja – kraj bezpieczny, a naród – pomocny

Turcy nie mówią po angielsku. A jeśli już mówią, to ci po zagranicznych studiach, pracujący w międzynarodowych korporacjach, albo ci nastawieni na turystykę. Reszta – nic. Nawet w restauracji w Izmirze, gdy próbowałam zamówić dwa hamburgery, cyfra dwa po angielsku nie mówiła obsłudze totalnie nic. Ale co z tego, że nie mówią, skoro i tak zawsze chcą nam pomóc. Mam wiele historii potwierdzających regułę, że w Turcji jest bezpiecznie, a ludzie pomagają z ręką na dłoni.

Historie z życia wzięte

Gdy studiowałam w Izmirze, chciałam wysłać pocztówki z Turcji. Wyruszyłyśmy z koleżanką w poszukiwania poczty na Bornovie i za nic nie mogłyśmy żadnej znaleźć.Nikt nie potrafił nam wytłumaczyć posta nerde {gdzie jest poczta}? Jeden pan się zlitował nas zaprowadził! Dodam, że bez niego, w życiu byśmy tam nie trafiły i nasze rodziny kartek z Izmiru nigdy by nie zobaczyły!

Podobna sytuacja zdarzyła się w Alanyi. Znów poszłam na pocztę, tym razem wiedząc, gdzie ona jest [bo jest w samym centrum miasta]. Chciałam kupić kent kart, taką sieciówkę, dzięki której w autobusach na terenie Alanyi płaci się mniej za przejazd. Zostałam skierowana na pocztę, gdzie niestety, jak się okazało, kart nie sprzedają. Pan z okienka próbował mi wytłumaczyć, gdzie mam się udać, napisał mi nazwę sklepu na kartce. Szukam, go, krążę i nic. Zauważyło mnie czterech dziadków raczących się cayem na środku ulicy. Powiedziałam im po angielsku, że szukam sklepu z kent kart. I wiecie co? Nikt mnie nie olał, nie uciekł, nie spojrzał krzywo. Jeden ze starszych panów wstał i zaprowadził mnie prosto do sklepu! Sam z siebie! A wcale nie było tak blisko.

To samo tyczy się kierowców autobusów. Na początku, gdy wchodziłam do jednego, to zawsze mówiłam aquapark, bo wiedziałam, że niedaleko Aquaparku jest biuro w którym pracowałam. Nie mogłam bowiem  spamiętać, na którym dokładnie przystanku muszę wysiąść (w Turcji nie ma tablic z rozkładami jazdy, nikt też nie wywołuje w autobusie nazw przystanków, takie rzeczy są tylko w metrze i tramwajach w dużych miastach). Kupując u kierowcy bilet, mówiłam mu zawsze – aquapark. Tylko tyle. Jadę sobie, jadę, w międzyczasie zwolniło się miejsce do siedzenia i to na środku autobusu. Dodaję ten szczegół dlatego, że wówczas kierowca nie mógł mnie widzieć. Ale mnie pamiętał! Ku mojemu zdziwieniu, wyszedł na środek pojazdu, podszedł do mnie i mówi – madame aquapark! Byłam tak zdziwiona, że ledwo mogłam wstać z tego siedzenia.

Takich przykładów mam mnóstwo, jak kasjerki odpuszczały dzieciom 2tl za lody, bo te wzięły od swoich rodziców za mało pieniędzy na zakupy, jak sprzedawca gonił mój kapelusz, który mi zwiało, jak turecki ortodonta przyjął mnie na wizytę za darmo (o tym muszę kiedyś opowiedzieć!). Przeżyłam tu mnóstwo pozytywnych sytuacji, które nigdy nie zdarzyły się w Polsce.

Jako kobieta – czuję się bezpiecznie

Będąc w Turcji ubieram się tak samo jak w Polsce. Noszę krótkie sukienki, spódniczki, dekolty. I wyglądam tak samo, jak Turczynki! Wiecie przecież, że tureckie kobiety nie mają nakazu noszenia hidżabu, więc w niczym nie różnią się od Europejek. Chodziłam wielokrotnie sama, zarówno w Izmirze, jak i w Alanyi i nigdy, przenigdy nikt nie zrobił mi krzywdy! Wiadomo, że wołają mnie do sklepów, czy na stragany, bo w Alanyi na zawsze będę już turystką, a nie „swoją”. Ale Turcy wołają każdego i do tego trzeba przywyknąć.

Pamiętam swój pierwszy raz, gdy wracałam z uczelni całkowicie sama. Czułam dreszczyk emocji, bo czekał mnie przejazd metrem, przepłynięcie promem i kolejny przejazd tramwajem. Bałam się, że może ktoś mnie zagada, a ja nie znam tureckiego. Różne miałam wówczas myśli. I wiecie co? Nic się nie stało! Potem biegałam wieczorami sama nad morzem, w Alanyi wracałam sama po 22 z biura do domu. I się nie bałam, choć jestem największą panikarą świata.

Czy Turcja jest bezpieczna?

Według mnie tak. A nie znam jej wcale z mediów, porównujących ten kraj do wszystkich innych arabskich, nawet tych, w których po dziś istnieje prawo szariatu. Nigdy nie wrzucałam Turcji do jednego worka z Tunezją czy  Egiptem. Należy tu też dodać, dzięki Mustafie Kemalowi Atatürkowi Turcja jest najbardziej liberalnym krajem, w którym są muzułmanie. Bo sama krajem muzułmańskim nie jest – w konstytucji jest laicka.

Bardzo dużo o tym kraju czytałam i pytałam – ale nie osób, które uważają się za wszechwiedzące, a były najdalej w Ciechocinku – pytałam osób, które od lat mieszkają w Turcji.

W tym kraju bardzo dba się o bezpieczeństwo. Mieszkałam pół roku w ogromnym, 4-milionowym mieście. Jestem w Izmirze zakochana po uszy i w tej metropolii czułam się najbezpieczniej w swoim życiu. Czułam się, jak u siebie. Wiadome jest, że istnieją dzielnice zła – tak jak wszędzie. W Izmirze czym wyżej, tym niebezpieczniej, a im bliżej morza – tym drożej, modniej i ekskluzywnie. Biedniejsze osoby nie mogą pozwolić sobie na mieszkanie w takich dzielnicach, jak Goztepe, Konak, czy najbardziej fancy Karşıyaka. Oni osiedlają się wysoko w górach i zgodzę się ze stwierdzeniem – tam powinno się uważać.

Ale nie jedziemy do Turcji po to, aby zwiedzać slumsy! Dla ludzi mieszkających w biedzie my jesteśmy innym światem, tamtejsze kobiety chodzą w burkach, nadal najważniejszą rzeczą w ich życiu jest religia. Ale nie wszyscy Turcy tacy są! Jak Turcja długa i szeroka, znajdziemy ludzi dobrych i złych i to nie ma nic wspólnego, ani z ich narodowością, ani z wyznawaną przez nich religią. Ludzie są różni – tak było, jest i będzie.

BYĆ KOBIETĄ W TURCJI

Turcja kroki bezpieczeństwa

W Turcji przez dwa lata trwał stan wyjątkowy, który został zniesiony – w lipcu 2018. Czy w jakikolwiek sposób to dało się odczuć? Uważam, że nie. Turcja wprowadziła w dużych miastach wiele rozwiązań, z których powinny skorzystać europejskie stolice. Między innymi, jako osoby z ulicy, nie dostaniemy się na uczelnię, przynajmniej na taką, na której studiowałam. Przy każdym wejściu stoi ochrona, jeżeli nie mamy specjalnej karty, aby się odbić – nie wejdziemy.

Bardziej jednak zdziwiła mnie ochrona w galeriach handlowych i sklepach. Za pierwszym razem może to się wydawać przerażające, ale szybko doszłam do wniosku, że dzięki temu czuję się bezpieczna. O co chodzi?

Wchodząc do dużej galerii, czy choćby do Ikei, musimy przejść przez bramki bezpieczeństwa (takie same jak w sądach, czy na lotnisku). Jesteśmy też proszeni o odłożenie torebek do przeskanowania – jeśli wszystko jest okej, wchodzimy na zakupy. To się stało dla mnie takie normalne i codzienne, że sama miałam już odruch odkładania torby do kontroli. To samo tyczy się wejścia do portu, czy do metra. Na każdej stacji, czy przystanku (tramwajowym też) stoi ochrona i przechodzimy przez bramki. Wszystko po to, aby w Turcji było bezpiecznie. Gdyby taki system wprowadzono w Paryżu, Brukseli, czy Berlinie, tamtejsze władze uniknęłyby problemów z zamachami!

Gdy chcemy dostać się na lotnisko w Stambule, czy w Izmirze, przechodzimy przez parę punktów kontrolnych. W Izmirze pierwszy jest od razu po wyjściu z Izbanu (metra), potem przed wejściem na samo lotnisko, dzięki temu sprawdzani są nie tylko pasażerowie, ale wszystkie osoby wchodzące na lotnisko.

*Oczywiście, będąc w Turcji musimy wykazać się wzmożoną uwagą na drogach – Turcy nie przejmują się zasadami ruchu drogowego tak bardzo, jak my. Czerwone światło nie zawsze oznacza tu STOP. Trzeba mieć oczy dookoła głowy i przechodzić na pasach z rozwagą. To samo tyczy się, gdy będziemy prowadzić – nigdy nie można ufać kierowcom w Turcji. 

To jak z tą Turcją?

Decyzję o tym, czy chcecie przyjechać do Turcji, czy nie – oczywiście, zostawiam Wam. Ja, gdybym tylko przez jeden dzień czuła się tu niebezpiecznie, na pewno nie chciałabym tu wrócić. A zakochałam się w tym kraju bezgranicznie. Do Turcji zaprosiłam moją mamę, która również pokochała ten kraj i nigdy nie czuła dreszczyku niebezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie! Wszyscy prawie nosili ją na rękach, bo mama jest świętością!

A uważać należy zawsze i WSZĘDZIE. Niezależnie od tego, czy jesteśmy w Warszawie, Berlinie, czy Stambule.

Moja rocznica Erasmusa

Planowałam napisać ten artykuł od kilku lat, ale nigdy się nie zebrało. Dziś, w momencie kiedy go publikuję mija 3 rocznica zakończenia mojego Erasmusa w Turcji. Właśnie wchodziłam do domu, po długiej podróży z Izmiru do Berlina i Berlina do Bydgoszczy. Cieszyłam się, że odzyskałam mamę, że zobaczę swoich przyjaciół. Że będę miała wreszcie normalny kontakt z otoczeniem! Radość nie trwała jednak długo, serce wyrywało mi się do Turcji, dlatego rok później wróciłam na staż do Alanyi! Do dziś nie ma dnia, w którym nie myślałabym o Turcji. Tęsknię ogromnie i szczerze wierzę, że niedługo wrócę! Inşallah!

Tagi: , ,