Turcja Egejska. Myślałam, że wiele o niej wiem i jeszcze więcej jej widziałam. Jakże się myliłam! Okazało się, że mój ukochany Izmir – miasto, w którym spędziłam najpiękniejszy czas mojego życia, to dopiero początek. Na szczęście niedawno miałam okazję poznać Ege… jeszcze lepiej!

Czy Turcja mogła oczarować mnie jeszcze mocniej niż dotychczas? Wyobraźcie sobie, że tak! Kocham Turcję Egejską całym sercem, ma dla mnie szczególne miejsce, spędziłam w niej najlepszy czas w życiu, ale okazuje się, że poznałam tylko kawałek tego regionu. Ostatnio poznałam północą część regionu Ege, który mnie zachwycił!

Morze Egejskie, góry, pola oliwne, winiarnie, wspaniali, uśmiechnięci ludzie, jedzenie, którego kompletnie nie znałam, piękne i unikatowe hotele i… słońce w połowie listopada. Tym skusiła mnie wycieczka do Çanakkale.

Aby dostać się do Turcji Egejskiej, należy polecieć bezpośrednio do Izmiru lub tak jak ja – najpierw do Stambułu, a następnie do Edremitu, gdzie znajduje się maleńkie lotnisko.

Podczas wycieczki po Turcji Egejskiej mój grafik był napięty do granic wytrzymałości, dzięki czemu zobaczyłam wszystko, co warto zwiedzić w tym regionie!

Słynna turecka kuchnia

Żeby cokolwiek odwiedzić, trzeba się najpierw najeść! Myślałam, że turecka kuchnia nie ma przede mną tajemnic, jednak byłam w ogromnym błędzie. Doczekałam się dnia, w którym byłam częstowana… rybami.

O dziwo, w kraju, który otoczony jest czterema morzami, ryby nie są wcale popularne (mieszkając w Alanyi, nigdy nie jadłam ryby morskiej). Na szczęście w restauracji, do której pojechaliśmy, od razu zaczęliśmy od owoców morza, bo na przystawkę były krewetki. Potem było już tylko lepiej, cały stół wypełniony meze wszelkiego rodzaju.

Kuchnia Turcji Egejskiej na jednym stole. Główną rolę odegrała tu tzw. Blue Fish, czyli niebieska ryba, która rozpływała się w ustach.

Podczas całego wyjazdu jedliśmy ryby wielokrotnie, ale jeszcze częściej częstowano nas baraniną i marynowaną dynią. Mimo wszystko turecka kuchnia, zwłaszcza ta nowo odkryta, zasługuje na osobny artykuł, bo naprawdę jest o czym opowiadać!

Muzeum w Troi

Myśląc Troja, wyobrażałam sobie słynnego konia trojańskiego, którego od zawsze chciałam zobaczyć. Dziś myśląc Troja, widzę wielkie muzeum pośrodku niczego, które zwiedziłam pierwszego dnia po przylocie do Edremitu. Chcąc zagłębić się w historię, szczególnie tę starożytną, powinniście zobaczyć te tysiące eksponatów zebranych na czterech piętrach nowoczesnego budynku.

Na każdym poziomie znajdują się obiekty, które oglądaliśmy z przewodnikiem Aykutem. Pozwolił on nam zrozumieć historię regionu, w którym Troja odgrywała niegdyś znaczącą rolę na mapie starożytnego świata.

Niestety przy muzeum konia nie zobaczycie, ale takiej lekcji historii, jaką przeżyłam w Muzeum Troi, nie pamiętam od czasów liceum.

Niedaleko muzeum znajdują się okoliczne wioski, które przesiąknięte są historią Troi z czasów jej świetności. Wśród wiejskich tureckich domów można dostrzec rzeźby, które przedstawiają greckich bogów – tak ważnych dla tego miejsca.

Hotel w raju

Nigdy w życiu nie byłam na wakacjach all inclusive i uciekam jak najdalej od molochów wybudowanych wzdłuż Morza Śródziemnego. Będąc w Turcji, zawsze wybieram apart hotele, które mają duszę. Ten, w którym spaliśmy podczas naszej wycieczki, był idealny!

Położony wysoko w górach budynek, z którego rozpościerał się widok na Morze Egejskie, aż po grecką wyspę Lesbos. Każdy z pokoi zaprojektowany był w innym stylu. Mnie trafił się „Feniks”, apartament w podziemiu z wyjściem na taras w ogrodzie.

Wyobraźcie sobie, że budzicie się w ogromnym wygodnym łóżku, odsuwacie zasłony, a przed wami ukazuje się natura. Żywa, nieskalana natura otaczająca hotel stojący pośrodku niczego. Taki właśnie był Simurg Inn, zaprojektowany jako dom dla właścicielki, przerobiony na hotel, w którym każdy czuje się jak u siebie. Hotel po zmierzchu prezentuje się jeszcze lepiej, a uroku dodaje mu dźwięk trzaskającego drewna w kominku i przyjemna dla ucha klimatyczna muzyka, która pozwalała zatracić się w tym miejscu i oderwać od codzienności.

Na miejscu znajduje się basen, z którego podziwiać można Lesbos oraz zimowy ogród, w którym barman przyrządzał świetne drinki.

Greckie ślady na tureckim lądzie

Świątynia Ateny w Assos

Dotychczas słyszałam o świątyni Ateny na Akropolu, a będąc w Turcji, miałam okazję zobaczyć tę w Assos. Myślałam, że świątynia ku czci Apollina w Side była najpiękniejszą, jaką miałam okazję zwiedzić. Myliłam się!

Dorycka świątynia z VI w. p.n.e. wybudowana ku czci Ateny w Assos przebija wszystko. Ruiny antycznego miasta położone są na kamiennym wzgórzu.

Wzgórze z takim widokiem na Morze Egejskie odwiedził m.in. święty Paweł podczas trzeciej podróży misyjnej! Assos leży w miejscowości Behramkale, w której mieszkają przemili i bardzo życzliwi Turcy żyjący swoim powolnym życiem.

Antyczne Antandros

Antandros nie znajdziecie w przewodniku po Turcji. To miejsce, o którym jeszcze nie każdy słyszał, ale każdy, kto planuje odwiedzić Turcję Egejską – usłyszeć powinien! Ruiny antycznego miasta Antandros położone są na wzgórzu İda nad Zatoką Edremit w południowej części Troady.

Wyobraźcie sobie, że jeszcze 20 lat temu nikt nie słyszał o antycznym mieście z VIII w. p.n.e.! Pierwsze prace archeologiczne rozpoczęły się dopiero w 2001 r. i trwają do dziś. Mieliśmy to szczęście, że po ruinach starożytnej wilii oprowadziły nas archeolożki z pobliskiego uniwersytetu.

Zobaczyliśmy między innymi przepiękne mozaiki podłogowe przypominające te w Pompejach. Zwiedziliśmy salon, choć największe wrażenie zrobiła na nas łaźnia, teraz powiedzielibyśmy, że łazienka – z widokiem na zatokę.

Niestety nie była nam dana eksploracja wszystkich sześciu komnat, ponieważ na miejscu cały czas trwają prace archeologiczne.

Pośrodku gaju oliwnego odkryto nie tylko ruiny miasta… Okazuje się, że to właśnie w Antandros odbyły się pierwsze na świecie wybory miss!

Będąc na miejscu, czuło się prawdziwy powiew historii, a wracając do samochodu, zastanawiałam się, ile nieodkrytych miejsc kryje jeszcze turecka ziemia?

Taras nad górami

Zwiedzanie Turcji pod jednym względem zawsze wygląda tak samo. Jeździ się na zmianę do góry i na dół. Tak było też tym razem. Zaczarowani historią antycznego miasta, przesiedliśmy się z busa do jeepa i wyruszyliśmy na górskie jeep safari. Jechaliśmy coraz wolniej i coraz wyżej, aż naszym oczom ukazał się taras z widokiem nie z tej ziemi. Dotarliśmy bowiem do Parku Narodowego Kazdağı otwartego w 1993 r.

Podziwialiśmy góry o tej samej nazwie, które w tłumaczeniu na polski oznaczają góry gęsie. Najwyższy punkt w górach Ida to szczyt Karataş, który wznosi się na 1774 m n.p.m. Nie dość, że widok zapiera dech w piersiach, to w oddali raziło nas zachodzące słońce, które odbijało się w granatowych wodach Morza Egejskiego.

To nie wszystko! Aby dotrzeć do punktu widokowego, należy przejść przez szklaną kładkę. To atrakcja tylko dla odważnych, bo z każdym krokiem jesteśmy coraz głębiej w górskim masywie, a pod naszymi nogami jest… przepaść. Warto przełamać swoje lęki i dojść do samego końca tarasu, aby podziwiać magiczny kawałek tureckiej ziemi.

Turcja oliwą płynie

Żadne tureckie śniadanie nie obejdzie się bez oliwek. I to nie byle jakich! Jest ich kilka rodzajów, małe, wielkie, pieczone, czarne, zielone – do wyboru, do koloru. I wszystkie pochodzą z Turcji Egejskiej. To rejon, który słynie z oliwy, gdziekolwiek się nie spojrzy, dookoła rozciągają się hektary gajów oliwnych!

Na tym wyjeździe zjadłam więcej oliwek niż przez całe swoje życie. Drzewa oliwne były dosłownie wszędzie. Począwszy od Antandros, miasta, które znajduje się w samym środku gaju, po hotele, w których mieszkaliśmy, fabryki, które zwiedzaliśmy i pola, na których je zrywaliśmy. Mieliśmy okazję na własne oczy zobaczyć, jak wygląda produkcja oliwy od A do Z. Ale od początku. Zwiedzaliśmy Balıkesir w listopadzie, więc można powiedzieć, że trafiliśmy w sam środek oliwkowego szaleństwa, czyli na czas największych zbiorów.

W hotelu Akkızhan Boutique można zapisać się na oliwkowe warsztaty z miejscowymi zbieraczami. Pojechaliśmy do gaju oliwnego, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy, jak wygląda zbiór oliwek, a nawet sami w niewielkim stopniu pomogliśmy pracującym tam kobietom i uzbieraliśmy kilka koszy tego zielonego złota zachodniej części wybrzeża Turcji.

Jest to bardzo ciężka i żmudna praca, którą co roku od początku listopada wykonują mieszkańcy.

Zebrane oliwki zawożone są do fabryk, gdzie przetwarzane są na pyszną, świeżą oliwę. Cały proces produkcji widziałam w Akkızhan, ale w innym hotelu miałam okazję sama robić oliwę!

Detoksowy hotel 1774 Kaz Dağları zapewnił zupełnie inną oliwkową atrakcję. Każdy turysta dostaje do ręki drewniany młotek i ma za zadanie ubijać oliwki, tak jak mówi tureckie przysłowie „łam oliwki, nie serca”. Ubite oliwki wrzuca się do słoików, które zalewane są wodą i w ten sposób można stworzyć własną, domową oliwę.

Dzięki tym wszystkim atrakcjom i gajom, między którymi jeździłam przez tych parę dni – Turcja Egejska już na zawsze będzie kojarzyć mi się z oliwą i… winem.

Wino z tureckich winorośli

Każdy, kto kiedykolwiek był w Şirince, spróbował pysznych owocowych win, które są tam wytwarzane. Jednak prawdziwe, cierpkie wino produkuje się w Ma’adra Vineyards. Pierwszy raz w życiu miałam okazję zobaczyć winnicę.

To jedno z najbardziej romantycznych miejsc, jakie zwiedziłam podczas tej wycieczki. Zapierające dech w piersiach pola z krzewami, ogrzewane jesiennym słońcem, położone wysoko w górach, z których rozpościera się panorama na morze.

Odwiedziliśmy miejscową wytwórnię, gdzie dowiedzieliśmy się, jak przebiega proces produkcji wina i mieliśmy sposobność zobaczyć piwnice wypełnione beczkami z czerwonym trunkiem.

Nie wiem, co zrobiło na mnie większe wrażenie – widoki czy smak wina, które degustowaliśmy w stylowej restauracji na szczycie wzgórza.

Tak samo jak nigdy nie zapomnę wschodu słońca w Kapadocji, tak samo już na zawsze w moim sercu zostanie zachód słońca nad winiarnią w Balıkesir. Jeśli szukacie wyjątkowego miejsca na kolację, a do tego kochacie smak wina – winiarnia Ma’adra jest dla was idealna.

Havran — zwykłe tureckie miasto

Chcąc zobaczyć prawdziwe tureckie miasto, takie, jakie nie jest przesiąknięte turystyką, warto wybrać się do Havranu. Trafiliśmy akurat na dzień targowy, co sprawiło, że na ulicach było pełno lokalsów.

Tu nie ma pięknych hoteli, ekskluzywnych restauracji i tureckiego przepychu – jest za to prawdziwe życie. Warto zwiedzić muzeum miasta, które powstało w miejskiej willi.

Podczas zwiedzania poznaliśmy m.in. historię bohatera Havranu. Jest nim żołnierz, który podczas I wojny światowej własnymi siłami przenosił ogromne pociski do armaty. Warto nadmienić, że owe pociski ważyły kilkaset kilogramów. Zarówno w muzeum, jak i w mieście można zobaczyć pomnik odważnego żołnierza.

Cunda, czyli cudna wyspa

Cunda jest przepiękna, jak jej nazwa, gdy pozamienia się literki – jest po prostu cudna. To wyspa, która jest kolorowa jak parasolki na plaży, słodka jak cukierek i urocza jak szczeniaki. Mimo że była połowa listopada, poczułam się jak na wakacjach. 20 st. C na termometrze, promenada pełna ludzi, zgiełk, zatłoczone restauracje, zapach smażonej ryby, kutry dobijające do brzegu, śmiech, gwar i muzyka. Najwspanialsze tureckie wakacje, jak za czasów studiów, gdy każdą wolną chwilę spędzałam w Çeşme.

Będąc na wyspie, zrobiłam to, co najbardziej lubię podczas podróży. Zgubiłam się. Zgubiłam się pośród kolorowych uliczek, które okalają wyspę. Cunda to labirynt wąskich ulic z pięknymi domami. Każdy z nich jest w innym kolorze, ma inne ozdoby i jest nietuzinkowy. Jedyny w swoim rodzaju.

Na Cundzie poczułam magię letnich wieczorów, usiadłam w porcie, aby podziwiać zachód słońca, wyściskałam się z mieszkańcami, zjadłam pyszną rybę i przeszłam się promenadą w nocy. I to wszystko w listopadzie.

Żeby tego było mało, mieszkaliśmy w ekskluzywnym hotelu z XIX wieku, który jeszcze kilka lat temu był ruderą! Teraz Despot House Hotel jest wyjątkową willą, która swoimi wnętrzami przypomina stambulskie pałace.

Ayvalık – ostatni punkt wycieczki

Aby dotrzeć na wyspę, wystarczy przyjechać do miejscowości Ayvalık. To był ostatni punkt mojej wycieczki po północnej części Turcji Egejskiej. Turyści z całego kraju (sądząc po tablicach rejestracyjnych) ściągają tu dla pięknych widoków, ciepłego morza, gajów oliwnych, czerwonego wina i historii.

Jesienią życie płynie powoli, obcokrajowcy przechadzający się po mieście są rzadkością, choć wierzę w to, że to się zmieni. Naprawdę warto porzucić coroczne wakacje w Alanyi na rzecz Turcji Egejskiej i zawsze powtarzałam to moim turystom. Nie dość, że jest to kawał historii, to region jest pięknie położony! Każdy znajdzie tu coś dla siebie – miłośnicy gór mogą śmiało wędrować szlakami gór Kazdağı, miłośnicy plażowania mogą spędzić leniwe godziny nad Morzem Egejskim, a ci, którzy kochają historię, zaczną planować wycieczki na kolejnych parę lat, ponieważ Çanakkale, to żywa historia, która cały czas odkrywana jest na nowo.

Tagi: ,